7 lipca 2012

Rozdział trzeci

Zarządzenie w sprawie poszukiwanych nukeninów z Kumogakure.
14 sierpnia.
W związku ze znacznym zwiększeniem się liczby popełnianych morderstw przez nukeninów, zawarte zostało porozumienie pomiędzy najsilniejszymi wioskami z Kraju Ognia, Wody, Wiatru i Błyskawic. Najczęściej atakującymi nukeninami, okazali się być byli shinobi Kumogakure. Zbrodnie popełniane przez nich co najmniej trzykrotnie przekraczają liczbę przestępstw z pozostałych krajów. Największym problemem okazał się być fakt, że nukenini z Kumogakure znacznie przekroczyli granice Kraju Błyskawic i dokonują mordów poza jego obszarem. Na, rzekomo nieudolne, działania oininów z Kumogakure skarży się już nie tylko Hokage, ale też Kazekage i Mizukage. Zawarte porozumienie ma na celu schwytanie i stracenie wszystkich nukeninów z Kumogakure (w pierwszej kolejności) oraz pozostałych państw. W tym celu utworzona została Drużyna Specjalna składające się z kilka najlepszych członków ANBU z wyżej wymienionych krajów. Według warunków porozumienia, grupie przewodzić będzie członek ANBU z Kumogakure.

Podpisano:
Czwarty Raikage
四代目雷影

Poprawka z dnia 18 sierpnia.
Wydarzenia jakie miały miejsce następnego dnia po wydaniu zarządzenia wstrząsnęły Krajem Wiatru. Po zidentyfikowaniu ciał piątki zabitych ludzi okazało się, że byli to zwykli mieszkańcy, a nie shinobi. Wywołało to ogólną panikę i oburzenie wśród reszty ludności. Poprzez charakterystyczną metodę uśmiercania rozpoznaną przez grupę ANBU, podejrzenie pada na nukenina z Kumogakure, który dotychczas dopuścił się największej liczby zabójstw zarówno w kraju, jak i poza jego granicami. W związku w powyższym, pierwsze miejsce na liście Drużyny Specjalnej zajmuje osoba znajdująca się na pozycji siódmej w Księdze Bingo. Nie wiadomo o niej praktycznie nic, jednak prowadzone jest już śledztwo w sprawie tożsamości, bądź przynajmniej jej obecnego miejsca pobytu.

Podpisano:
Czwarty Raikage
四代目雷影

Oraz:
Piąta Hokage
五代目火影


Postanowiłem o nic nie pytać. Dzielnie milczałem, przypatrując się jak ruda pada przed Mistrzem Sasorim na kolana kłaniając mu się tak nisko, że dotykała czołem podłogi. Jakoś przeszła mi ochota na zadawanie pytań. Przynajmniej wiedziałem, że nie przyprowadziłem zupełnie obcej osoby.
- Mistrzu… - powiedziała bardzo powoli podnosząc się z klęczek – Ogromnie się cieszę, że mogę się znowu z Panem zobaczyć.
Sasori wstał, ciągle patrząc na nią jak na ducha. Zamiast jednak powiedzieć cokolwiek do płaszczącej się przed nim kobiety, zwrócił się do mnie.
- Gdzie ją spotkałeś?
Niepewnie wzruszyłem ramionami chcąc zyskać na czasie. W końcu nie wiedziałem, jak zareagowałby na to, że jeszcze godzinę temu miałem się z nią przespać. Co jeśli była to jakaś jego była kochanka czy krewna? Jakby nie patrzeć, kolor włosów mieli bardzo podobny.
Poza tym również nie byłby zadowolony, gdybym mu powiedział, że dałem się jej okraść w tak prymitywny sposób. Jedno gorsze od drugiego…
- Spotkałem ją przypadkiem. I… - upozorowałem kaszel – Tak jakoś zaczęliśmy rozmowę. Potem wyszło na jaw, że chciałaby się z Panem zobaczyć… No to ją przyprowadziłem.
Zakończyłem tę jakże inteligentną wypowiedź krótkim chrząknięciem.
Mistrz Sasori skrzyżował ręce na klatce piersiowej patrząc na mnie wymownie. Chociaż kłamcą byłem wyśmienitym, lepszym nawet niż Hidan, przy nim mój talent nagle znikał. Te jego puste, orzechowe oczy zdawały się przeszywać moją duszę na wylot, tak jakby nigdy nic nie mogło się przed nimi ukryć.
- Nieważne… - mruknął i po raz pierwszy popatrzył na rudą jak na materialną osobę, znajdującą się tu i teraz w tym pokoju – Ostatnio zrobiło się o tobie dość głośno… Myślałem, że wolisz pracować po cichu.
- Starałam się jak mogłam, ale nie da się wykonywać takiej ilości zleceń, bez wzbudzania podejrzeń, Mistrzu.
I w ten oto sposób stałem się niewidzialny dla otoczenia. Przy lalkarzu takie sytuacje zdarzały się dość często, zwłaszcza kiedy nie miał ochoty dzielić ze mną jednej planety. Mimo to, przeszkadzał mi fakt, że obojętna była też ta ruda… jak on ją nazwał? Chyba Yume. Sasori to w końcu zupełnie inna osoba. Jego darzyłem szacunkiem, pomimo zupełnie odmiennych poglądów, ale ona? Zjawia się nagle, okrada mnie, a kiedy wyświadczam jej niewypowiedzianą przysługę i prowadzę ją do Mistrza (że nie wspomnę o tym, iż darowałem jej życie), a ona po prostu mnie ignoruje.
O nie, nie. Tak to nie będzie.
Zacisnąłem dłonie w pięści i poszedłem do łazienki głośna trzaskając drzwiami. Naszła mnie ogromna ochota na gorącą kąpiel.

Nie zwracając uwagi na to, że w pokoju siedziała ruda, z łazienki wyszedłem kompletnie nago. W końcu Mistrza Sasoriego wstydzić się nie musiałem, sam przecież jest (albo przynajmniej był) mężczyzną, a jeśli dziewczynie to przeszkadzało, zawsze mogła wyłączyć te piękne oczka.
Nie powiem, sytuacja w sypialni przedstawiała się dość interesująco. Yume siedziała przy niewielkim stoliku naprzeciwko Sasoriego i rozmawiała z nim patrząc mu prosto w oczy swoimi czarnymi ślepiami. On z kolei uważnie oglądał jej lewą rękę, co chwile porównując ją z prawą. Gdyby spojrzał na nich ktoś, kto nie zna lalkarza, pewnie pomyślałby, że on w ogóle jej nie słucha. Ja jednak, nauczony życiem, wiedziałem, że poświęcał jej w tej chwili całą swoją uwagę. Oglądając jej ręce wyglądał dokładnie tak, jak w chwilach, gdy konstruuje swoje najznamienitsze marionetki. Jego smukłe palce przesuwały się po skórze Yume z niezwykłą delikatnością i precyzją. Co chwile zatrzymywał się na jakimś punkcie i delikatnie go naciskał, bądź próbował poruszyć. Najwięcej uwagi poświęcał jej nadgarstkom.
Uniosłem jedną brew. Po raz kolejny postanowiłem po prostu nie pytać.
- Wygląda na to, że wszystko jest w porządku – monolog rudej przerwał Sasori, jednocześnie puszczając jej ręce – Kiedy pójdziemy do siedziby, jeszcze się upewnię.
Moją twarz mimowolnie wykrzywił grymas. On chciał zabrać ją do Akatsuki? Prawdę mówiąc spodziewałem się takiej sytuacji, ale miałem nadzieję, że wystarczy im jak sobie tutaj porozmawiają. Jakoś dziwnie nie miałem ochoty na spędzanie z nią większej ilości czasu, niż to konieczne.
- Po co nam jakaś baba w siedzibie? Mało to ich już tam było? – warknąłem podchodząc do szafki i wyciągając z niej luźne spodnie, które służyły mi za piżamę.
Dopiero wtedy oboje zwrócili na mnie uwagę. Yume zamiast patrzeć mi w oczy, zatrzymała spojrzenie na jakimś bliżej niezidentyfikowanym punkcie za moimi plecami. Te jej czarne ślepia przyprawiały mnie o dreszcze.
Nie ze strachu.
O nie, wręcz przeciwnie.
Może po prostu kojarzyły mi się z Sharinganem? Miały w sobie coś takiego, co wywoływało u mnie wewnętrzne obrzydzenie. Cokolwiek to było, sprawiało, że miałem wielką ochotę je jej wydrapać.
- Deidara, Yume nie jest „jakąś kolejną babą”. Ona… - Sasori zaciął się na chwilę, zupełnie jakby nie wiedział w jaki sposób dobrać słowa - …ona jest nam bardzo potrzebna.
Wlepiając wymowne spojrzenie w Mistrza, naciągnąłem spodnie na moje smukłe biodra.
- A w czymże jest aż taka niezastąpiona? – uśmiechnąłem się wrednie.
Sasori westchnął ciężko.
- Nie sądzę, żeby Lider był zadowolony z kolejnej mordy do wykarmienia – dodałem – Poza tym, z tego, co ostatnio mówił wynikało, że przez najbliższe kilkanaście lat nie ma ochoty pozbywać się kolejnych zwłok z siedziby, tylko dlatego, że Zetsu nie raczy po sobie sprzątać.
- Deidara-sama… - ruda mi przerwała, co tylko spotęgowało moje negatywne uczucia – Nie musisz się mną przejmować. Potrafię o siebie zadbać. Jestem też pewna, że Zetsu-sama nie miałby ochoty na konsumowanie mnie…
Uniosłem brwi w geście zdziwienia. Skąd wiedziała, co miałem na myśli mówiąc, że Zetsu po sobie nie sprząta…?
- Deidara. – pusty głos Sasoriego skutecznie sprowadził mnie na ziemię – Yume pracuje dla Akatsuki już od trzech lat.
Mało nie zachłysnąłem się powietrzem.
- Co proszę…? – zapytałem z niedowierzaniem, uśmiechając się delikatnie – Wypraszam sobie! Wiem, że ma mnie pan za idiotę, ale chyba zauważyłbym, że jakaś dziewczyna łazi po siedzibie, prawda?!
- Nie podnoś na mnie głosu. – karcący ton Sasoriego naprawdę potrafił zdziałać cuda. Od razu zamilkłem patrząc na niego z nienawiścią – Yume nie jest pełnoprawnym członkiem Akatsuki, co nie zmienia faktu, że jest dla nas bardzo cenna.
- Dobrze więc. – odparłem ironicznie, siadając na łóżku i patrząc to na Mistrza, to na rudą – Na czym więc polegają jej zasługi?
- Zabija – odpowiedział – Likwiduje wszystkich, za których wyznaczone zostały nagrody pieniężne. Może o tym nie wiedziałeś, ale wszystko, co „zarobi” Kakuzu przeznaczane jest jedynie na cele organizacji. Dochody Yume natomiast, zapewniają nam wszystkim byt. Nie sądziłeś chyba, że jedzenie, broń i tego typu rzeczy biorą się u nas znikąd. To wszystko kosztuje.
Podniosłem się patrząc na rudą z nieukrywaną ciekawością.
- Skąd pochodzisz? – zapytałem.
- Z Kumogakure – odparła beznamiętnie.
Uśmiechnąłem się.
- To ty jesteś odpowiedzialna za te ostatnie morderstwa, mam rację? Jesteś numerem siódmym w Księdze Bingo. 
Spuściła głowę. Wyglądało to tak, jakby wstydziła się odpowiedzi.
- Skąd taka błyskotliwa dedukcja, Deidara-sama?
Ledwo wyczuwalny sarkazm w jej głosie spowodował, że moja niechęć do niej znowu dała o sobie znać. Prychnąłem.
- Ja, w przeciwieństwie do ciebie, jestem doświadczonym kryminalistą. Między innymi dzięki zdolności do takich właśnie dedukcji udało mi się przeżyć tyle lat.
Przeniosła na mnie spojrzenie swoich czarnych oczu uśmiechając się złośliwie.
- Mimo to, czujnością nie grzeszysz.
Dziwka.
Jednym błyskawicznym ruchem znalazłem się przy niej i złapałem ją za gardło przyciskając do ściany na wysokości moich oczu.
- Jeszcze jeden taki komentarz, a obsługa tego hotelu będzie zbierać twoje resztki ze ścian. – wysyczałem przez zaciśnięte zęby.
Po raz pierwszy popatrzyła mi prosto w oczy. O dziwo, nic się z tego powodu nie stało. Żadnego łapania w genjutsu, wizji własnej śmierci, czy czegokolwiek…
Zobaczyłem jednak w jej oczach coś, co wywołało u mnie ogromny uśmiech satysfakcji.
Strach.
Piękny, karmiący mą duszę strach.
Nigdy wcześniej nie miałem okazji zobaczyć go w odbiciu którejkolwiek z wzrokowych technik. Trzeba przyznać, że ogarniające mnie uczucie było wręcz fantastyczne.
Aż miło było pomyśleć jakbym się czuł, gdyby zamiast niej był przede mną ktoś z klanu Uchiha…
Mocniej zacisnąłem palce na jej krtani, przez co z jej gardła wydobył się nieartykułowany dźwięk. Nawet nie próbowała odciągnąć mojej ręki.
Sasoriego najwidoczniej niezbyt to obchodziło. Może uznał, że jej się należało?
- Zrozumiano? – zapytałem szeptem tuż przy jej uchu, po czym uwolniłem ją z uścisku.
Upadła na podłogę kaszląc i roztasowując obolałą szyję.
- Tak jest, Deidara-sama – powiedziała nieco zachrypniętym głosem – Najmocniej przepraszam.
Bez słowa odwróciłem się od niej i wróciłem na łóżko.
Zastanawiające. Z jednej strony zgrywała silną i nieugiętą, ale gdy przyszło co do czego, strach przejął nad nią kontrolę. I ona zamierzała z takim nastawieniem zobaczyć się z Liderem…?
Wszystko wskazywało na to, że jej kariera skończy się równie szybko, co się zaczęła.