Zarządzenie w sprawie poszukiwanych nukeninów z Kumogakure.
14 sierpnia.
W związku ze znacznym zwiększeniem się liczby popełnianych
morderstw przez nukeninów, zawarte zostało porozumienie pomiędzy
najsilniejszymi wioskami z Kraju Ognia, Wody, Wiatru i Błyskawic. Najczęściej
atakującymi nukeninami, okazali się być byli shinobi Kumogakure. Zbrodnie
popełniane przez nich co najmniej trzykrotnie przekraczają liczbę przestępstw z
pozostałych krajów. Największym problemem okazał się być fakt, że nukenini z
Kumogakure znacznie przekroczyli granice Kraju Błyskawic i dokonują mordów poza
jego obszarem. Na, rzekomo nieudolne, działania oininów z Kumogakure skarży się
już nie tylko Hokage, ale też Kazekage i Mizukage. Zawarte porozumienie ma na
celu schwytanie i stracenie wszystkich nukeninów z Kumogakure (w pierwszej
kolejności) oraz pozostałych państw. W tym celu utworzona została Drużyna
Specjalna składające się z kilka najlepszych członków ANBU z wyżej wymienionych
krajów. Według warunków porozumienia, grupie przewodzić będzie członek ANBU z
Kumogakure.
Podpisano:
Czwarty Raikage
四代目雷影
Poprawka z dnia 18 sierpnia.
Wydarzenia jakie miały miejsce następnego dnia po wydaniu
zarządzenia wstrząsnęły Krajem Wiatru. Po zidentyfikowaniu ciał piątki zabitych
ludzi okazało się, że byli to zwykli mieszkańcy, a nie shinobi. Wywołało to
ogólną panikę i oburzenie wśród reszty ludności. Poprzez charakterystyczną metodę
uśmiercania rozpoznaną przez grupę ANBU, podejrzenie pada na nukenina z
Kumogakure, który dotychczas dopuścił się największej liczby zabójstw zarówno w
kraju, jak i poza jego granicami. W związku w powyższym, pierwsze miejsce na
liście Drużyny Specjalnej zajmuje osoba znajdująca się na pozycji siódmej w
Księdze Bingo. Nie wiadomo o niej praktycznie nic, jednak prowadzone jest już
śledztwo w sprawie tożsamości, bądź przynajmniej jej obecnego miejsca pobytu.
Podpisano:
Czwarty Raikage
四代目雷影
Oraz:
Piąta Hokage
五代目火影
Postanowiłem o nic nie pytać. Dzielnie milczałem,
przypatrując się jak ruda pada przed Mistrzem Sasorim na kolana kłaniając mu
się tak nisko, że dotykała czołem podłogi. Jakoś przeszła mi ochota na
zadawanie pytań. Przynajmniej wiedziałem, że nie przyprowadziłem zupełnie obcej
osoby.
- Mistrzu… - powiedziała bardzo powoli podnosząc się z
klęczek – Ogromnie się cieszę, że mogę się znowu z Panem zobaczyć.
Sasori wstał, ciągle patrząc na nią jak na ducha. Zamiast
jednak powiedzieć cokolwiek do płaszczącej się przed nim kobiety, zwrócił się
do mnie.
- Gdzie ją spotkałeś?
Niepewnie wzruszyłem ramionami chcąc zyskać na czasie. W
końcu nie wiedziałem, jak zareagowałby na to, że jeszcze godzinę temu miałem
się z nią przespać. Co jeśli była to jakaś jego była kochanka czy krewna? Jakby
nie patrzeć, kolor włosów mieli bardzo podobny.
Poza tym również nie byłby zadowolony, gdybym mu powiedział,
że dałem się jej okraść w tak prymitywny sposób. Jedno gorsze od drugiego…
- Spotkałem ją przypadkiem. I… - upozorowałem kaszel – Tak
jakoś zaczęliśmy rozmowę. Potem wyszło na jaw, że chciałaby się z Panem
zobaczyć… No to ją przyprowadziłem.
Zakończyłem tę jakże inteligentną wypowiedź krótkim
chrząknięciem.
Mistrz Sasori skrzyżował ręce na klatce piersiowej patrząc
na mnie wymownie. Chociaż kłamcą byłem wyśmienitym, lepszym nawet niż Hidan,
przy nim mój talent nagle znikał. Te jego puste, orzechowe oczy zdawały się
przeszywać moją duszę na wylot, tak jakby nigdy nic nie mogło się przed nimi
ukryć.
- Nieważne… - mruknął i po raz pierwszy popatrzył na rudą
jak na materialną osobę, znajdującą się tu i teraz w tym pokoju – Ostatnio
zrobiło się o tobie dość głośno… Myślałem, że wolisz pracować po cichu.
- Starałam się jak mogłam, ale nie da się wykonywać takiej
ilości zleceń, bez wzbudzania podejrzeń, Mistrzu.
I w ten oto sposób stałem się niewidzialny dla otoczenia.
Przy lalkarzu takie sytuacje zdarzały się dość często, zwłaszcza kiedy nie miał
ochoty dzielić ze mną jednej planety. Mimo to, przeszkadzał mi fakt, że
obojętna była też ta ruda… jak on ją nazwał? Chyba Yume. Sasori to w końcu
zupełnie inna osoba. Jego darzyłem szacunkiem, pomimo zupełnie odmiennych
poglądów, ale ona? Zjawia się nagle, okrada mnie, a kiedy wyświadczam jej
niewypowiedzianą przysługę i prowadzę ją do Mistrza (że nie wspomnę o tym, iż
darowałem jej życie), a ona po prostu mnie ignoruje.
O nie, nie. Tak to nie będzie.
Zacisnąłem dłonie w pięści i poszedłem do łazienki głośna
trzaskając drzwiami. Naszła mnie ogromna ochota na gorącą kąpiel.
Nie zwracając uwagi na to, że w pokoju siedziała ruda, z
łazienki wyszedłem kompletnie nago. W końcu Mistrza Sasoriego wstydzić się nie
musiałem, sam przecież jest (albo przynajmniej był) mężczyzną, a jeśli
dziewczynie to przeszkadzało, zawsze mogła wyłączyć te piękne oczka.
Nie powiem, sytuacja w sypialni przedstawiała się dość
interesująco. Yume siedziała przy niewielkim stoliku naprzeciwko Sasoriego i
rozmawiała z nim patrząc mu prosto w oczy swoimi czarnymi ślepiami. On z kolei
uważnie oglądał jej lewą rękę, co chwile porównując ją z prawą. Gdyby spojrzał
na nich ktoś, kto nie zna lalkarza, pewnie pomyślałby, że on w ogóle jej nie
słucha. Ja jednak, nauczony życiem, wiedziałem, że poświęcał jej w tej chwili
całą swoją uwagę. Oglądając jej ręce wyglądał dokładnie tak, jak w chwilach,
gdy konstruuje swoje najznamienitsze marionetki. Jego smukłe palce przesuwały
się po skórze Yume z niezwykłą delikatnością i precyzją. Co chwile zatrzymywał
się na jakimś punkcie i delikatnie go naciskał, bądź próbował poruszyć.
Najwięcej uwagi poświęcał jej nadgarstkom.
Uniosłem jedną brew. Po raz kolejny postanowiłem po prostu
nie pytać.
- Wygląda na to, że wszystko jest w porządku – monolog rudej
przerwał Sasori, jednocześnie puszczając jej ręce – Kiedy pójdziemy do
siedziby, jeszcze się upewnię.
Moją twarz mimowolnie wykrzywił grymas. On chciał zabrać ją
do Akatsuki? Prawdę mówiąc spodziewałem się takiej sytuacji, ale miałem
nadzieję, że wystarczy im jak sobie tutaj porozmawiają. Jakoś dziwnie nie
miałem ochoty na spędzanie z nią większej ilości czasu, niż to konieczne.
- Po co nam jakaś baba w siedzibie? Mało to ich już tam
było? – warknąłem podchodząc do szafki i wyciągając z niej luźne spodnie, które
służyły mi za piżamę.
Dopiero wtedy oboje zwrócili na mnie uwagę. Yume zamiast
patrzeć mi w oczy, zatrzymała spojrzenie na jakimś bliżej niezidentyfikowanym
punkcie za moimi plecami. Te jej czarne ślepia przyprawiały mnie o dreszcze.
Nie ze strachu.
O nie, wręcz przeciwnie.
Może po prostu kojarzyły mi się z Sharinganem? Miały w sobie
coś takiego, co wywoływało u mnie wewnętrzne obrzydzenie. Cokolwiek to było,
sprawiało, że miałem wielką ochotę je jej wydrapać.
- Deidara, Yume nie jest „jakąś kolejną babą”. Ona… - Sasori
zaciął się na chwilę, zupełnie jakby nie wiedział w jaki sposób dobrać słowa -
…ona jest nam bardzo potrzebna.
Wlepiając wymowne spojrzenie w Mistrza, naciągnąłem spodnie
na moje smukłe biodra.
- A w czymże jest aż taka niezastąpiona? – uśmiechnąłem się
wrednie.
Sasori westchnął ciężko.
- Nie sądzę, żeby Lider był zadowolony z kolejnej mordy do
wykarmienia – dodałem – Poza tym, z tego, co ostatnio mówił wynikało, że przez
najbliższe kilkanaście lat nie ma ochoty pozbywać się kolejnych zwłok z
siedziby, tylko dlatego, że Zetsu nie raczy po sobie sprzątać.
- Deidara-sama… - ruda mi przerwała, co tylko spotęgowało
moje negatywne uczucia – Nie musisz się mną przejmować. Potrafię o siebie
zadbać. Jestem też pewna, że Zetsu-sama nie miałby ochoty na konsumowanie mnie…
Uniosłem brwi w geście zdziwienia. Skąd wiedziała, co miałem
na myśli mówiąc, że Zetsu po sobie nie sprząta…?
- Deidara. – pusty głos Sasoriego skutecznie sprowadził mnie
na ziemię – Yume pracuje dla Akatsuki już od trzech lat.
Mało nie zachłysnąłem się powietrzem.
- Co proszę…? – zapytałem z niedowierzaniem, uśmiechając się
delikatnie – Wypraszam sobie! Wiem, że ma mnie pan za idiotę, ale chyba
zauważyłbym, że jakaś dziewczyna łazi po siedzibie, prawda?!
- Nie podnoś na mnie głosu. – karcący ton Sasoriego naprawdę
potrafił zdziałać cuda. Od razu zamilkłem patrząc na niego z nienawiścią – Yume
nie jest pełnoprawnym członkiem Akatsuki, co nie zmienia faktu, że jest dla nas
bardzo cenna.
- Dobrze więc. – odparłem ironicznie, siadając na łóżku i
patrząc to na Mistrza, to na rudą – Na czym więc polegają jej zasługi?
- Zabija – odpowiedział – Likwiduje wszystkich, za których
wyznaczone zostały nagrody pieniężne. Może o tym nie wiedziałeś, ale wszystko,
co „zarobi” Kakuzu przeznaczane jest jedynie na cele organizacji. Dochody Yume natomiast,
zapewniają nam wszystkim byt. Nie sądziłeś chyba, że jedzenie, broń i tego typu
rzeczy biorą się u nas znikąd. To wszystko kosztuje.
Podniosłem się patrząc na rudą z nieukrywaną ciekawością.
- Skąd pochodzisz? – zapytałem.
- Z Kumogakure – odparła beznamiętnie.
Uśmiechnąłem się.
- To ty jesteś odpowiedzialna za te ostatnie morderstwa, mam
rację? Jesteś numerem siódmym w Księdze Bingo.
Spuściła głowę. Wyglądało to tak, jakby wstydziła się
odpowiedzi.
- Skąd taka błyskotliwa dedukcja, Deidara-sama?
Ledwo wyczuwalny sarkazm w jej głosie spowodował, że moja
niechęć do niej znowu dała o sobie znać. Prychnąłem.
- Ja, w przeciwieństwie do ciebie, jestem doświadczonym
kryminalistą. Między innymi dzięki zdolności do takich właśnie dedukcji udało
mi się przeżyć tyle lat.
Przeniosła na mnie spojrzenie swoich czarnych oczu
uśmiechając się złośliwie.
- Mimo to, czujnością nie grzeszysz.
Dziwka.
Jednym błyskawicznym ruchem znalazłem się przy niej i
złapałem ją za gardło przyciskając do ściany na wysokości moich oczu.
- Jeszcze jeden taki komentarz, a obsługa tego hotelu będzie
zbierać twoje resztki ze ścian. – wysyczałem przez zaciśnięte zęby.
Po raz pierwszy popatrzyła mi prosto w oczy. O dziwo, nic
się z tego powodu nie stało. Żadnego łapania w genjutsu, wizji własnej śmierci,
czy czegokolwiek…
Zobaczyłem jednak w jej oczach coś, co wywołało u mnie
ogromny uśmiech satysfakcji.
Strach.
Piękny, karmiący mą duszę strach.
Nigdy wcześniej nie miałem okazji zobaczyć go w odbiciu
którejkolwiek z wzrokowych technik. Trzeba przyznać, że ogarniające mnie
uczucie było wręcz fantastyczne.
Aż miło było pomyśleć jakbym się czuł, gdyby zamiast niej
był przede mną ktoś z klanu Uchiha…
Mocniej zacisnąłem palce na jej krtani, przez co z jej
gardła wydobył się nieartykułowany dźwięk. Nawet nie próbowała odciągnąć mojej
ręki.
Sasoriego najwidoczniej niezbyt to obchodziło. Może uznał,
że jej się należało?
- Zrozumiano? – zapytałem szeptem tuż przy jej uchu, po czym
uwolniłem ją z uścisku.
Upadła na podłogę kaszląc i roztasowując obolałą szyję.
- Tak jest, Deidara-sama – powiedziała nieco zachrypniętym
głosem – Najmocniej przepraszam.
Bez słowa odwróciłem się od niej i wróciłem na łóżko.
Zastanawiające. Z jednej strony zgrywała silną i nieugiętą,
ale gdy przyszło co do czego, strach przejął nad nią kontrolę. I ona zamierzała
z takim nastawieniem zobaczyć się z Liderem…?
Wszystko wskazywało na to, że jej kariera skończy się równie
szybko, co się zaczęła.