Fragment raportu Drużyny Specjalnej
21 sierpnia
Szanowny Raikage,
Podczas przeszukiwania jednej z mniejszych wiosek Kraju
Ognia, nasz najlepszy strzelec natknął się na bardzo ciekawe akta pochodzące
sprzed ponad dziesięciu lat. Okazuje się, że poszukiwany przez nas nukenin
zaczął swoją działalność już w tamtym okresie. Najistotniejszy jednak jest
fakt, że niecałe siedem lat temu został on schwytany przez grupę ANBU z
Konohagakure. Wszystko wskazuje na to, że był on tam przesłuchiwany przez co
najmniej trzy miesiące. Nie wykluczone, że był przez ten czas torturowany. Jako,
że jest to jak na razie nasz jedyny ślad, Drużyna Specjalna już jutro zobaczy
się z Ibikim Morino, któremu zapewne dane było poznać poszukiwanego nukenina.
Raport specjalny
23 sierpnia
Szanowny Raikage,
Wiem, jak bardzo pan nie znosi złych informacji, jednakże
jako głównodowodzący Drużyną Specjalną, czuję się zobowiązany, by powiadomić
pana o incydencie jaki miał miejsce zeszłej nocy. Nasz najlepszy strzelec
zniknął bez śladu. Wszystko wskazuje na to, że zdradził Drużynę. Ostatni raz
był widziany podczas przeszukiwania biblioteki w Konohagakure. Później zniknął
bez śladu zabierając ze sobą wszystkie kopie listów gończych z okresu sprzed
siedmiu i dziesięciu lat. Oprócz tego, zniknął również oryginał listy
poszukiwanych morderców z tamtego czasu. Wiemy, iż w owej bibliotece zdołał
dowiedzieć się bardzo ważnej rzeczy odnośnie Numeru Siódmego w Księdze Bingo.
Wszystkie osoby przez niego zamordowane były mordercami, złodziejami,
gwałcicielami. Nic nie wskazuje na to, by z jego ręki zginął jakikolwiek cywil.
Jako, że zdrajca był w posiadaniu wyjątkowo ważnych i
tajnych informacji odnośnie zarówno naszej drużyny, jak i całego oddziału ANBU,
proszę o wysłanie za nim grupy dobrze wyszkolonych shinobi. Zdrajcą jest
piętnastolatek o pseudonimie Yuka, były uczeń Killera Bee. Jeśli nie odnajdzie
się, bądź nie wykaże się dalszą współpracą z Krajem Błyskawic, zostanie
oficjalnie uznany za nukenina.
Yume wyszła z gabinetu niemalże trzaskając drzwiami. Bez słowa
wyszedłem za nią, trafnie odgadując, że może nie wiedzieć dokąd iść. Stała na
środku korytarza wpatrując się w ciemność przed sobą. Pomimo, że widziałem
tylko jej plecy, sprawiała wrażenie kogoś, z kogo kompletnie uleciało życie.
Czy też raczej chęci do niego.
Słowa Mistrza nieco mnie zaskoczyły. Wszystko wskazywało
bowiem na to, że gdy tylko ruda wykończy tych, których ma zamiar wykończyć,
zechce zabrać się za nas.
Niedorzeczne.
Nikt nie dałby rady całemu Akatsuki. A już na pewno nie ktoś
taki jak ona.
- Mogę się czegoś napić? – ton jej głosu był taki, jakby
miała za chwilę zemdleć – Proszę.
Wręcz apatycznie odwróciła się do mnie. Jej skóra wydawała
się być bledsza niż zwykle.
- Jasne – odparłem cicho, obawiając się, że zbyt głośne
dźwięki mogą ją wystraszyć.
Zaprowadziłem ją do miejsca, które teoretycznie miało nam
służyć za kuchnię. Zważywszy na fakt, że panowały tam wręcz egipskie ciemności,
tak jak i w pozostałych częściach siedziby, ciężko było tam cokolwiek znaleźć.
Jedynym źródłem światła była maleńka, dogasając już świeca stojąca na stoliku,
przy którym siedział Hidan i usiłował skupić wzrok na drukowanych literkach
gazety sprzed trzech tygodni. Nie zwróciłem na niego uwagi i podszedłem do
drewnianego blatu wbitego w kamienną ścianę. Kiedyś był to stół, ale ucierpiał
podczas jednej z potyczek Kisame i Hidana. Stwierdziliśmy wtedy, że wystarczy
odpiłować nogi od mebla tkwiącego w ścianie i będzie z tego świetny blat. Co
prawda zaczął się już powoli przechylać na jedną stronę, ale jeszcze się jako
tako trzymał.
Cudem dojrzałem, że na meblu naszej własnej roboty stoi
otwarty karton soku. Nie byłem pewny, czy jeszcze zdatnego do spożycia, ale to
przecież i tak nie było dla mnie. Wziąłem go i potykając się o bliżej
nieokreślony przedmiot leżący na ziemi, podszedłem do Yume. Stała wpatrując się
w coraz bardziej zirytowanego Jashinistę. W końcu ciężko było mu czytać siedząc
na kamiennej podłodze przy świetle tak nikłym, że ledwo widać było czubki
własnych butów.
Ruda wzięła ode mnie karton i bez słowa podziękowania,
pociągnęła solidny łyk. Skrzywiła się. Trzeba było przyznać, że wyglądało to
naprawdę zabawnie.
Oddała mi karton i już otwierała usta żeby coś powiedzieć,
zapewne zwrócić uwagę na termin przydatności napoju, ale uprzedził ją Hidan
wykorzystując (jak zawsze) swoje inteligentne słownictwo świadczące o jego
dobrym wychowaniu.
- Ja, kurwa, pierdolę takie warunki!
Wstał gwałtownie, rzucając gazetą o ziemię, przez co płomień
świecy zafalował tworząc majestatyczne cienie sunące po kamiennych ścianach i
naszych twarzach. Dopiero wtedy zauważył naszą obecność. Musiał więc być bardzo
skupiony na tej lekturze…
- Hej, blondasie. Kogo sobie przyprowadziłeś tym razem? –
zapytał podchodząc do rudej.
Zignorowałem to, jak mnie nazwał i posyłając mu karcące
spojrzenie już chciałem odpowiedzieć, ale dziewczyna mnie uprzedziła.
- Yume – wyciągnęła dłoń do Hidana – Nieoficjalny skarbnik
Akatsuki.
Jej głos był nieco inny niż, gdy rozmawiała z Liderem. Teraz
sprawiał wrażenie niemal sztucznego, zupełnie jakby był nagrany.
Jashinista popatrzył na nią z zainteresowaniem. Z pewnością
nie takiej odpowiedzi się spodziewał.
- Hidan – mruknął i uścisnął jej dłoń, puszczając ją jednak
dość szybko, zupełnie jakby go oparzyła – Jak to „nieoficjalnym skarbnikiem”?
Nie odpowiedziała, spuściła głowę. Poczułem się w obowiązku,
by udzielić odpowiedzi za nią, uznając to zachowanie za po prostu jeden z jej
odchyłów.
- Pracuje tak jak Kakuzu. Zabija tych, za które wyznaczone
są nagrody. Pieniądze, które zdobywa przekazuje w znacznej większości nam,
dzięki czemu mamy co jeść.
Wymowne spojrzenie Hidana na trzymany przeze mnie karton
soku wyrażało wszystko.
- Podobno niedługo będzie lepiej – wzruszyłem ramionami z
niewinnym uśmiechem.
Nagle Yume oderwała wzrok od podłogi i dotknęła wisiorka
spoczywającego na klatce piersiowej Hidana, przyglądając mu się z
zainteresowaniem.
- Wyznajesz Jashina – bardziej stwierdziła niż zapytała; na
twarz Jashinisty wpłynął pełen dumy uśmiech – Znałam kilku takich…
Odsunęła się od niego i popatrzyła mu w oczy. Był od niej
wyższy o ponad głowę.
- …Nieśmiertelni tchórze.
Powietrze przeciął gwałtowny świst, płomień świecy znowu
zafalował.
Jedno z trzech ogromnych ostrzy kosy Hidana wbitych tuż obok
głowy Yume, nie wywarło na niej zbytniego wrażenia. Drgnęła, dalej intensywnie
się w niego wpatrując. Najwidoczniej zaryzykowała poznanie jego przeszłości…
- Jeszcze słowo – białowłosy złapał ją za kołnierz i
przyciągnął do siebie – Jedno, jedyne takie słowo, a wyłamię ci wszystkie
kości, jedna po drugiej. Uprzednio obdzierając cię ze skóry.
Przełknęła głośno ślinę, starając się nie okazywać emocji.
- Zabijają wszystkich dookoła, a sami nie są w stanie
przyjąć do wiadomości, że ich też może spotkać śmierć – szepnęła.
Hidan jednym szybkim ruchem wręcz rzucił ją na drugi koniec
kuchni. Ruda zrobiła salto w powietrzu i wylądowała miękko na wszystkich
czterech kończynach, tuż obok świeczki. Hidan wyrwał swoją kosę ze ściany, a
ona, zamiast się tym przejąć, wbiła wzrok w płomień. Kiedy Jashinista wykonał
pierwszy krok, silnym kopnięciem strąciła świecę, sprawiając, że zalana woskiem
zgasła. Zapadła kompletna ciemność.
- Hidan, ona widzi… – zdążyłem powiedzieć, zanim przeraźliwy
chlupot rozlewanej krwi towarzyszący dźwiękowi rozcinanych mięśni, dobiegł do
moich uszu.
W powietrzu uniósł się nieprzyjemny metaliczny zapach.
Słysząc, że kolejne ostrze idzie w ruch, cudem podbiegłem do
dużego kartonu stojącego na podłodze, służącego nam za szafki i wyciągnąłem z
niego zapalniczkę i długą świeczkę. Zapaliłem knot dokładnie w momencie, gdy
trzask miażdżonego drewna rozległ się po całej kuchni. Odwróciłem się do
pozostałej dwójki.
Hidan właśnie jednym szarpnięciem wyciągnął sobie długą
katanę z klatki piersiowej, a Yume męczyła się z ostrzami kosy głęboko wbitymi
w jej drewniane ramię.
- Dość – powiedziałem widząc, że Jashinista zamierza się na
nią z zakrwawioną bronią.
Podszedłem do nich, uważając by wosk spływający powoli w dół
świecy nie poparzył mi dłoni.
- Yume, idź do Mistrza Sasoriego, on ci to wyjmie. Nadal
pewnie jest u Lidera – powiedziałem patrząc w jej czarne oczy przeszywające
Hidana.
Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że co mnie to wszystko w
sumie obchodzi? Jak dla mnie i tak mogli się pozabijać, nie zatęskniłbym za
żadnym z nich.
A już na pewno nie za tą rudą…
- Nie ma opcji – warknął Jashinista jedną ręką tamując
obfite krwawienie, prawdopodobnie z serca, a drugą wyrywając swoją kosę, przy
okazji niszcząc bardziej ramię Yume.
Dziewczyna syknęła coś pod nosem. Złapałem ją za ramię i
pchnąłem w stronę wyjścia. Już miała zamiar mnie posłuchać, gdy nagle do
pomieszczenia wszedł Zetsu. Przez ścianę oczywiście, bo jego w żadnym wypadku
nie obchodzą normy, czy też przestrzeganie prywatności.
- Zetsu-sama – ruda spojrzała na niego z nieukrywanym
podziwem, po czym powoli do niego podeszła – Dawno pana nie widziałam.
Dopiero wtedy zauważyłem, że nasz szpieg trzyma w ręku coś,
co przypominało mięsień. Prawdopodobnie nawet niedawno oderwany od reszty ciała
sądząc po świeżej krwi…
Obleśne… Pewnie znowu znosi jedzenie do siedziby, mimo
wyraźnego zakazu Lidera.
- Termin jest dopiero za miesiąc Yume – stwierdziła biała
połowa Zetsu, po czym do rozmowy włączyła się czarna – Chyba wiesz, że
przebywania tu umowa nie obejmowała.
- Oczywiście – odparła wpatrując się w kawał mięsa
spoczywający w jego dłoni – Miałam tylko nadzieję, że dowiedział się pan czegoś
więcej o poszukiwanym przeze mnie chłopcu.
Zamyślił się na chwilę.
Hidan z głośnym hukiem wbił katanę w nasz domowej roboty
blat i popatrzył nienawistnie na rudą.
- Jeszcze cię za to dorwę, suko – warknął, po czym wyszedł z
kuchni zostawiając po sobie kałużę krwi na kamiennej podłodze.
Przez cały ten czas miałem wrażenie, że jestem jedynie tłem
dla rozgrywających się akcji. Nikt nie zwracał specjalnej uwagi na moją
obecność, a i role przeze mnie odgrywane wcale nie były zbyt istotne. Nie
powiem, trochę mi to przeszkadzało. Niewątpliwie byłem typem, który lubi
znajdować się w centrum wydarzeń.
Pocieszała mnie jednak myśl, że przynajmniej nie jestem
jedynym, który nie znał Yume. Najwidoczniej Hidan dołączył do organizacji dużo
później po jej zatrudnieniu, tak jak i ja.
- Niestety nie dowiedziałem się niczego istotnego. Może co
najwyżej tego, że niedawno szkolił go sam Killer Bee, ale potem zajął się czymś
innym. Nie wiem gdzie go szukać… - nagle czarna połowa przerwała białej - …Poza
tym mam ciekawsze sprawy na głowie, niż zajmowanie się tym dzieciakiem.
- Oczywiście, Zetsu-sama – skłoniła się delikatnie – Proszę
jedynie, by przy okazji miał pan na niego oko… A tak właściwie… - dalej nie
odrywała wzroku od kawałka mięsa, z którego krew małymi kropelkami skapywała na
podłogę – To ludzkie mięso, czyż nie?
Wzdrygnąłem się. Nie byłem pewien czy chcę wiedzieć dlaczego
o to pyta.
- Ano, owszem, mój dzisiejszy obiad – odparła biała połowa
Zetsu – A czemu pytasz?
Ruda bez słowa, powoli wzięła do ręki kawałek pożywienia
szpiega i przyjrzała mu się dokładnie.
- Zawsze byłam ciekawa jak smakuje.
To co zrobiła po wypowiedzeniu tych słów wywołało u mnie
wszechogarniającą falę obrzydzenia. Ledwo powstrzymałem się od wyrzygania
wszystkiego, co znajdowało się w moim żołądku.
Zetsu patrzył na nią z nieukrywanym szokiem. Chyba jeszcze
nigdy nie spotkał kogoś, kto chciałby sprawdzić na czym polega jego sztuka
kulinarna, o ile można to tak nazwać.
Ruda oblizała wargi patrząc się, teraz nagle białymi oczyma,
na trzymany wciąż w dłoni kawał mięsa. Po chwili oddała go właścicielowi.
- Całkiem niezłe – mruknęła.
Wpatrywałem się w nią szukając na jej twarzy czegoś, co
świadczyłoby o tym, że to wszystko było jedynie durnym żartem. Albo
przynajmniej jakimś protestem, buntem… Sam już nie miałem pojęcia co o tym
sądzić. Nie dostrzegłem jednak nic, poza porażającą pustką, tak bardzo
przypominającą mi Uchihę. Ona zrobiła to będąc w pełni świadoma, bez żadnego
głębszego celu…
Ona naprawdę była obłąkana…
Gdy tylko przypomniałem sobie, że jeszcze niedawno ją
pocałowałem, treści żołądkowe niebezpiecznie podeszły mi do gardła. Odwróciłem
się usiłując skupić uwagę na czymś innym. Padło na karton przeterminowanego
soku.
Może jako bezwzględny morderca powinienem na to zareagować
nieco inaczej. Niestety pomimo mojego obecnego „zawodu”, cały czas miałem mój
delikatny żołądek artysty. Mistrzowi Sasoriemu często zdarzało się narzekać na
to, że niby zbytnio marudzę podczas wybierania posiłków w przydrożnych barach
podczas wspólnych misji. Nic jednak nie mogłem poradzić na to, że miałem
wyjątkowo wyrafinowany gust w kwestii gastronomii.
Zetsu bez słowa zniknął w ścianie dalej nie spuszczając
zszokowanego wzroku z Yume. Obróciła się przodem do mnie i otworzyła usta jakby
chciała coś powiedzieć. Zamknęła je jednak, nie wypowiedziawszy kompletnie nic.
- Chodź – powiedziałem siląc się na normalny ton –
Zaprowadzę cię do pracowni Sasoriego.
Wyszliśmy z kuchni nie zaszczycając się nawet najmniejszym
spojrzeniem.
Cała siedziba zbudowana została wewnątrz skały, dzięki
zdolnościom naszego Lidera. Tak przynajmniej mówiono. Jako, że nasz kryjówka
miała być ścisłą tajemnicą, musieliśmy zadowolić się nieludzkimi warunkami
panującymi w jaskini. Pierwszym i chyba najbardziej uciążliwym z nich była
ogólnie panująca wilgoć. W końcu skała ta znajdowała się tuż przed rzeką i nad
podziemnym źródłem. Czasem nawet zdarzało się, że podczas deszczu coś
przeciekało. Nie raz, ani nie dwa zdarzyło mi się również spotkać grasujące po
korytarzu szczury. Nikt jakoś specjalnie nie przywiązywał wagi to porządku w
siedzibie, głównie dlatego, że nikt nie siedział tam dłużej niż dzień. Prawdopodobnie
dlatego, że panowały tam takie, a nie inne warunki. I koło się zamyka.
Oczywiście nie było mowy o luksusach typu telewizor, światło, czy chociażby
bieżąca woda. Wszelakie swoje potrzeby zmuszeni byliśmy załatwiać w okolicznych
wioskach, przez co siedziba całe dnie świeciła pustkami. Swojego czasu Kisame
usiłował namówić Lidera na to, by ten zwiększył odrobinę obszar naszej
kryjówki, ponieważ przeszkadzało mu to, że podczas przechodzenia przez progi
zawsze uderza czołem o sufit. Skończyło się na wycofaniu pensji na dwa
miesiące. Pokoje musieliśmy dzielić ze sobą drużynami. Niedorzeczne wydawało mi
się, aby pracownia moja i Sasoriego znajdowała się w jednym pomieszczeniu,
które pomieściłoby co najwyżej dwadzieścia osób stojących blisko siebie. Nie
chodziło tu już nawet o nasze poglądy. Mnie irytowały walające się wszędzie
trociny, unoszący się zapach kleju do drewna i paskudne martwe marionetki
wiszące za linki z sufitu. Jego z kolei o białą gorączkę przyprawiał mój
artystyczny nieład. Pod tym względem Mistrz Marionetek był nieco pedantyczny.
Uwielbiał równowagę. Ja z kolei za każdym razem powtarzałem mu, że porządek
może mieć każdy, ale prawdziwą sztuką jest zapanować nad chaosem. Ostatecznie
skończyło się na tym, że pokój (o ile można tak nazwać ten schowek na miotły)
podzielony został na dwie równe części. W mojej znajdowała się mata do spania,
w jego zaś – biurko. Pech chciał, że mnie taki mebel, w dodatku wykonany
perfekcyjnie przez zręczne ręce Lalkarza, był bardzo przydatny również dla
mnie, a jemu sen nie doskwierał nigdy. Żeby więc choć trochę skorzystać z
dobrodziejstw drewnianego biurka, musiałem poczekać, aż Sasori wyjdzie z
pokoju. No bo w końcu jak by zareagował wiedząc, że bez pytania wchodzę na jego
połowę? Zwłaszcza, że był to w głównej mierze mój pomysł.
A teraz wszystko wskazywało na to, że będę zmuszony na jakiś
czas rozdzielić pokoik na trzy części.
- Z góry uprzedzam, że swojego łóżka ci nie oddam –
powiedziałem odsuwając cienką drewnianą płytę służącą nam za drzwi; czasem
warto mieć znajomego, który zna się na rzemieślnictwie.
- Nie potrzebuję go – stwierdziła spokojnie – Ja nie sypiam.
Zatrzymało mnie w trakcie zasuwania płyty. Ile jeszcze razy
będę musiał dowiadywać się jak bardzo odstaje ona od reszty ludzi?
W pokoiku, o dziwo, siedział Mistrz Sasori majstrując coś
nad swoim biurkiem. Przyjrzałem się dokładniej przedmiotowi jego pracy. Była to
niewielka laleczka, wyrzeźbiona z bardzo jasnego drewna, najpewniej sosnowego.
Miała długie, lekko falowane włosy w ciemnobrązowym kolorze i duże zielono
niebieskie oczy. Lalkarz pochylał się nad swoim dziełem wyjątkowo skupiony,
przesuwając powoli cienkim pędzelkiem po ustach laleczki nadając im jedyny w
swoim rodzaju, czerwony kolor. Nigdy wcześniej, nie widziałem tego odcienia na
żadnym obrazie, malowidle ani niczym tego typu. Kiedyś zdradził mi sekret, skąd
bierze tak unikalny kolor czerwieni.
Otóż, do farby zawsze dodaje kilka kropel świeżej krwi.
Trzeba było przyznać, że laleczka ta była jedną z
najlepszych, które kiedykolwiek wykonał. Orzechowe oczy wpatrujące się
intensywnie w ślad zostawiany przez pędzelek miały w sobie mnóstwo uwielbienia,
niespotykanego u niego podczas wykonywania żadnej innej marionetki.
- Dlaczego? – zapytałem Yume, podchodząc do Sasoriego i
obserwując jak dokańcza swoją pracę.
Nagle odłożył pędzelek i odwrócił się do mnie mierząc mnie
spojrzeniem nie zawierającym w sobie ani śladu poprzedniej miłości do własnego
dzieła.
- Koszmary, które zaczęły ją nawiedzać po zobaczeniu
przeszłości tamtego mężczyzny, były tak straszne, że bała się spać. Dlatego już
nigdy więcej nie zasnęła.
Już otwierałem usta, by zadać pytanie odnośnie tego, jak w
takim razie udaje jej się normalnie funkcjonować, ale ruda mnie uprzedziła.
- Medytuję.
Uniosłem jedną brew do góry widząc, że siada pod ścianą w
pozycji kwiatu lotosu i składa pieczęć barana. Zamknęła oczy.
- Nie przeszkadzaj jej. Znalezienie równowagi w jej stanie
psychicznym jest bardzo trudne – mruknął Sasori i wrócił do przerwanej pracy.
Wzruszyłem ramionami i stwierdziłem, że niczego mi teraz tak
nie potrzeba, jak chwili odpoczynku.
Ciche szuranie sprawiło, że gwałtownie otworzyłem oczy.
Przede mną rozciągała się jedynie bezkresna ciemność. Nie poruszyłem się.
Doskonale wiedziałem co się dzieje. Ktoś albo próbował wejść, albo wyjść
niepostrzeżenie z naszego maleńkiego pokoju.
Kiedy szuranie drewnianej płyty ustało i przerodziło się w
ciche kroki znikające w korytarzu, podniosłem się na łokciach. Oczywiście nie
zobaczyłem kompletnie nic.
Yume, przeszło mi przez myśl.
Wstałem i najciszej jak mogłem podszedłem do wyjścia,
zatrzymując jednocześnie przepływ chakry. Całe szczęście, że znałem całą
siedzibę jak własną kieszeń, więc nawet mimo, że nic nie widziałem, doskonale
zdawałem sobie sprawę z tego, w którą stronę iść.
Wyszedłem z pokoju kierując się ledwo słyszalnymi krokami.
Nie zauważyła, że ją śledzę.
Zatrzymałem się dopiero za rokiem korytarza tuż przy kuchni.
Ona również się zatrzymała.
Wziąłem głęboki wdech.
Co jeśli uznała, że teraz jest dobra pora, by wytłuc
Akatsuki? Wtedy byłbym zmuszony ją zabić. Najpierw jednak musiałem się upewnić
czy…
- Długo się na ciebie czeka – niski męski głos dobiegł do
moich uszu.
Wzdrygnąłem się. Jeszcze nigdy wcześniej go nie słyszałem.
- Czego chcesz? – głos Yume niczym lodowe ostrza, przeszył
powietrze; był zimny, pozbawiony jakichkolwiek pozytywnych emocji.
- Niczego takiego, Yume-chan – wyczułem, że mężczyzna kpiąco
się uśmiechnął.
Kim on do cholery był?! I co robił w Akatsuki?
Coraz mniej mi się to wszystko podobało. Nie byłem w stanie
skojarzyć tego głosy z żadnym z członków Brzasku. Hidan? Nie, zbyt niski ton.
Itachi? Nie, nie jego styl mówienia. Kisame? Nie. Kakuzu? Nie. Zetsu? Nie.
Lider? Nie. Sasori? Nie. Tobi? Nie…
- Po prostu chciałbym wiedzieć czy dotrzymujesz danej mi
obietnicy – powiedział.
- W przeciwieństwie do ciebie, nie jestem zdrajcą. Nie łamię
raz danego słowa – warknęła.
- Świetnie. Wiedz jednak, że jeśli ktokolwiek się dowie o
naszym małym sekrecie zarówno on, jak i ty, skończycie marnie.
- Nie jestem głupia… Poza tym co niby miałoby mi dać
powiedzenie o tym komukolwiek…?
Cichy, gardłowy chichot mrożący krew w żyłach, wydobył się z
krtani mężczyzny.
- Gdybyś tylko wiedziała komu go zdradzić, zyskałabyś bardzo
wiele…
Cisza. Nie odpowiedziała. Mimo dzielącej nas odległości,
wyczułem, że jest zdenerwowana.
- Nie uda ci się go uratować, dziecinko. Jego przeznaczenie
zostało zapisane już bardzo dawno i musi się wypełnić, czy tego chcesz, czy nie
– powiedział z udawaną troską, po czym dodał już normalnym dla siebie tonem –
Wiem, że nie zrobisz nic głupiego. Skoro masz się tu zatrzymać na jakiś czas,
będę miał okazję, by mieć cię na oku. A tymczasem pamiętaj… Tobi jest dobrym
chłopcem.