4 lipca 2012

Rozdział szósty

Fragment raportu Drużyny Specjalnej
21 sierpnia
Szanowny Raikage,
Podczas przeszukiwania jednej z mniejszych wiosek Kraju Ognia, nasz najlepszy strzelec natknął się na bardzo ciekawe akta pochodzące sprzed ponad dziesięciu lat. Okazuje się, że poszukiwany przez nas nukenin zaczął swoją działalność już w tamtym okresie. Najistotniejszy jednak jest fakt, że niecałe siedem lat temu został on schwytany przez grupę ANBU z Konohagakure. Wszystko wskazuje na to, że był on tam przesłuchiwany przez co najmniej trzy miesiące. Nie wykluczone, że był przez ten czas torturowany. Jako, że jest to jak na razie nasz jedyny ślad, Drużyna Specjalna już jutro zobaczy się z Ibikim Morino, któremu zapewne dane było poznać poszukiwanego nukenina.

Raport specjalny
23 sierpnia
Szanowny Raikage,
Wiem, jak bardzo pan nie znosi złych informacji, jednakże jako głównodowodzący Drużyną Specjalną, czuję się zobowiązany, by powiadomić pana o incydencie jaki miał miejsce zeszłej nocy. Nasz najlepszy strzelec zniknął bez śladu. Wszystko wskazuje na to, że zdradził Drużynę. Ostatni raz był widziany podczas przeszukiwania biblioteki w Konohagakure. Później zniknął bez śladu zabierając ze sobą wszystkie kopie listów gończych z okresu sprzed siedmiu i dziesięciu lat. Oprócz tego, zniknął również oryginał listy poszukiwanych morderców z tamtego czasu. Wiemy, iż w owej bibliotece zdołał dowiedzieć się bardzo ważnej rzeczy odnośnie Numeru Siódmego w Księdze Bingo. Wszystkie osoby przez niego zamordowane były mordercami, złodziejami, gwałcicielami. Nic nie wskazuje na to, by z jego ręki zginął jakikolwiek cywil.
Jako, że zdrajca był w posiadaniu wyjątkowo ważnych i tajnych informacji odnośnie zarówno naszej drużyny, jak i całego oddziału ANBU, proszę o wysłanie za nim grupy dobrze wyszkolonych shinobi. Zdrajcą jest piętnastolatek o pseudonimie Yuka, były uczeń Killera Bee. Jeśli nie odnajdzie się, bądź nie wykaże się dalszą współpracą z Krajem Błyskawic, zostanie oficjalnie uznany za nukenina.


Yume wyszła z gabinetu niemalże trzaskając drzwiami. Bez słowa wyszedłem za nią, trafnie odgadując, że może nie wiedzieć dokąd iść. Stała na środku korytarza wpatrując się w ciemność przed sobą. Pomimo, że widziałem tylko jej plecy, sprawiała wrażenie kogoś, z kogo kompletnie uleciało życie. Czy też raczej chęci do niego.
Słowa Mistrza nieco mnie zaskoczyły. Wszystko wskazywało bowiem na to, że gdy tylko ruda wykończy tych, których ma zamiar wykończyć, zechce zabrać się za nas.
Niedorzeczne.
Nikt nie dałby rady całemu Akatsuki. A już na pewno nie ktoś taki jak ona.
- Mogę się czegoś napić? – ton jej głosu był taki, jakby miała za chwilę zemdleć – Proszę.
Wręcz apatycznie odwróciła się do mnie. Jej skóra wydawała się być bledsza niż zwykle.
- Jasne – odparłem cicho, obawiając się, że zbyt głośne dźwięki mogą ją wystraszyć.
Zaprowadziłem ją do miejsca, które teoretycznie miało nam służyć za kuchnię. Zważywszy na fakt, że panowały tam wręcz egipskie ciemności, tak jak i w pozostałych częściach siedziby, ciężko było tam cokolwiek znaleźć. Jedynym źródłem światła była maleńka, dogasając już świeca stojąca na stoliku, przy którym siedział Hidan i usiłował skupić wzrok na drukowanych literkach gazety sprzed trzech tygodni. Nie zwróciłem na niego uwagi i podszedłem do drewnianego blatu wbitego w kamienną ścianę. Kiedyś był to stół, ale ucierpiał podczas jednej z potyczek Kisame i Hidana. Stwierdziliśmy wtedy, że wystarczy odpiłować nogi od mebla tkwiącego w ścianie i będzie z tego świetny blat. Co prawda zaczął się już powoli przechylać na jedną stronę, ale jeszcze się jako tako trzymał.
Cudem dojrzałem, że na meblu naszej własnej roboty stoi otwarty karton soku. Nie byłem pewny, czy jeszcze zdatnego do spożycia, ale to przecież i tak nie było dla mnie. Wziąłem go i potykając się o bliżej nieokreślony przedmiot leżący na ziemi, podszedłem do Yume. Stała wpatrując się w coraz bardziej zirytowanego Jashinistę. W końcu ciężko było mu czytać siedząc na kamiennej podłodze przy świetle tak nikłym, że ledwo widać było czubki własnych butów.
Ruda wzięła ode mnie karton i bez słowa podziękowania, pociągnęła solidny łyk. Skrzywiła się. Trzeba było przyznać, że wyglądało to naprawdę zabawnie.
Oddała mi karton i już otwierała usta żeby coś powiedzieć, zapewne zwrócić uwagę na termin przydatności napoju, ale uprzedził ją Hidan wykorzystując (jak zawsze) swoje inteligentne słownictwo świadczące o jego dobrym wychowaniu.
- Ja, kurwa, pierdolę takie warunki!
Wstał gwałtownie, rzucając gazetą o ziemię, przez co płomień świecy zafalował tworząc majestatyczne cienie sunące po kamiennych ścianach i naszych twarzach. Dopiero wtedy zauważył naszą obecność. Musiał więc być bardzo skupiony na tej lekturze…
- Hej, blondasie. Kogo sobie przyprowadziłeś tym razem? – zapytał podchodząc do rudej.
Zignorowałem to, jak mnie nazwał i posyłając mu karcące spojrzenie już chciałem odpowiedzieć, ale dziewczyna mnie uprzedziła.
- Yume – wyciągnęła dłoń do Hidana – Nieoficjalny skarbnik Akatsuki.
Jej głos był nieco inny niż, gdy rozmawiała z Liderem. Teraz sprawiał wrażenie niemal sztucznego, zupełnie jakby był nagrany.
Jashinista popatrzył na nią z zainteresowaniem. Z pewnością nie takiej odpowiedzi się spodziewał.
- Hidan – mruknął i uścisnął jej dłoń, puszczając ją jednak dość szybko, zupełnie jakby go oparzyła – Jak to „nieoficjalnym skarbnikiem”?
Nie odpowiedziała, spuściła głowę. Poczułem się w obowiązku, by udzielić odpowiedzi za nią, uznając to zachowanie za po prostu jeden z jej odchyłów.
- Pracuje tak jak Kakuzu. Zabija tych, za które wyznaczone są nagrody. Pieniądze, które zdobywa przekazuje w znacznej większości nam, dzięki czemu mamy co jeść.
Wymowne spojrzenie Hidana na trzymany przeze mnie karton soku wyrażało wszystko.
- Podobno niedługo będzie lepiej – wzruszyłem ramionami z niewinnym uśmiechem.
Nagle Yume oderwała wzrok od podłogi i dotknęła wisiorka spoczywającego na klatce piersiowej Hidana, przyglądając mu się z zainteresowaniem.
- Wyznajesz Jashina – bardziej stwierdziła niż zapytała; na twarz Jashinisty wpłynął pełen dumy uśmiech – Znałam kilku takich…
Odsunęła się od niego i popatrzyła mu w oczy. Był od niej wyższy o ponad głowę.
- …Nieśmiertelni tchórze.
Powietrze przeciął gwałtowny świst, płomień świecy znowu zafalował.
Jedno z trzech ogromnych ostrzy kosy Hidana wbitych tuż obok głowy Yume, nie wywarło na niej zbytniego wrażenia. Drgnęła, dalej intensywnie się w niego wpatrując. Najwidoczniej zaryzykowała poznanie jego przeszłości…
- Jeszcze słowo – białowłosy złapał ją za kołnierz i przyciągnął do siebie – Jedno, jedyne takie słowo, a wyłamię ci wszystkie kości, jedna po drugiej. Uprzednio obdzierając cię ze skóry.
Przełknęła głośno ślinę, starając się nie okazywać emocji.
- Zabijają wszystkich dookoła, a sami nie są w stanie przyjąć do wiadomości, że ich też może spotkać śmierć – szepnęła.
Hidan jednym szybkim ruchem wręcz rzucił ją na drugi koniec kuchni. Ruda zrobiła salto w powietrzu i wylądowała miękko na wszystkich czterech kończynach, tuż obok świeczki. Hidan wyrwał swoją kosę ze ściany, a ona, zamiast się tym przejąć, wbiła wzrok w płomień. Kiedy Jashinista wykonał pierwszy krok, silnym kopnięciem strąciła świecę, sprawiając, że zalana woskiem zgasła. Zapadła kompletna ciemność.
- Hidan, ona widzi… – zdążyłem powiedzieć, zanim przeraźliwy chlupot rozlewanej krwi towarzyszący dźwiękowi rozcinanych mięśni, dobiegł do moich uszu.
W powietrzu uniósł się nieprzyjemny metaliczny zapach.
Słysząc, że kolejne ostrze idzie w ruch, cudem podbiegłem do dużego kartonu stojącego na podłodze, służącego nam za szafki i wyciągnąłem z niego zapalniczkę i długą świeczkę. Zapaliłem knot dokładnie w momencie, gdy trzask miażdżonego drewna rozległ się po całej kuchni. Odwróciłem się do pozostałej dwójki.
Hidan właśnie jednym szarpnięciem wyciągnął sobie długą katanę z klatki piersiowej, a Yume męczyła się z ostrzami kosy głęboko wbitymi w jej drewniane ramię.
- Dość – powiedziałem widząc, że Jashinista zamierza się na nią z zakrwawioną bronią.
Podszedłem do nich, uważając by wosk spływający powoli w dół świecy nie poparzył mi dłoni.
- Yume, idź do Mistrza Sasoriego, on ci to wyjmie. Nadal pewnie jest u Lidera – powiedziałem patrząc w jej czarne oczy przeszywające Hidana.
Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że co mnie to wszystko w sumie obchodzi? Jak dla mnie i tak mogli się pozabijać, nie zatęskniłbym za żadnym z nich.
A już na pewno nie za tą rudą…
- Nie ma opcji – warknął Jashinista jedną ręką tamując obfite krwawienie, prawdopodobnie z serca, a drugą wyrywając swoją kosę, przy okazji niszcząc bardziej ramię Yume.
Dziewczyna syknęła coś pod nosem. Złapałem ją za ramię i pchnąłem w stronę wyjścia. Już miała zamiar mnie posłuchać, gdy nagle do pomieszczenia wszedł Zetsu. Przez ścianę oczywiście, bo jego w żadnym wypadku nie obchodzą normy, czy też przestrzeganie prywatności.
- Zetsu-sama – ruda spojrzała na niego z nieukrywanym podziwem, po czym powoli do niego podeszła – Dawno pana nie widziałam.
Dopiero wtedy zauważyłem, że nasz szpieg trzyma w ręku coś, co przypominało mięsień. Prawdopodobnie nawet niedawno oderwany od reszty ciała sądząc po świeżej krwi…
Obleśne… Pewnie znowu znosi jedzenie do siedziby, mimo wyraźnego zakazu Lidera.
- Termin jest dopiero za miesiąc Yume – stwierdziła biała połowa Zetsu, po czym do rozmowy włączyła się czarna – Chyba wiesz, że przebywania tu umowa nie obejmowała.
- Oczywiście – odparła wpatrując się w kawał mięsa spoczywający w jego dłoni – Miałam tylko nadzieję, że dowiedział się pan czegoś więcej o poszukiwanym przeze mnie chłopcu.
Zamyślił się na chwilę.
Hidan z głośnym hukiem wbił katanę w nasz domowej roboty blat i popatrzył nienawistnie na rudą.
- Jeszcze cię za to dorwę, suko – warknął, po czym wyszedł z kuchni zostawiając po sobie kałużę krwi na kamiennej podłodze.
Przez cały ten czas miałem wrażenie, że jestem jedynie tłem dla rozgrywających się akcji. Nikt nie zwracał specjalnej uwagi na moją obecność, a i role przeze mnie odgrywane wcale nie były zbyt istotne. Nie powiem, trochę mi to przeszkadzało. Niewątpliwie byłem typem, który lubi znajdować się w centrum wydarzeń.
Pocieszała mnie jednak myśl, że przynajmniej nie jestem jedynym, który nie znał Yume. Najwidoczniej Hidan dołączył do organizacji dużo później po jej zatrudnieniu, tak jak i ja.
- Niestety nie dowiedziałem się niczego istotnego. Może co najwyżej tego, że niedawno szkolił go sam Killer Bee, ale potem zajął się czymś innym. Nie wiem gdzie go szukać… - nagle czarna połowa przerwała białej - …Poza tym mam ciekawsze sprawy na głowie, niż zajmowanie się tym dzieciakiem.
- Oczywiście, Zetsu-sama – skłoniła się delikatnie – Proszę jedynie, by przy okazji miał pan na niego oko… A tak właściwie… - dalej nie odrywała wzroku od kawałka mięsa, z którego krew małymi kropelkami skapywała na podłogę – To ludzkie mięso, czyż nie?
Wzdrygnąłem się. Nie byłem pewien czy chcę wiedzieć dlaczego o to pyta.
- Ano, owszem, mój dzisiejszy obiad – odparła biała połowa Zetsu – A czemu pytasz?
Ruda bez słowa, powoli wzięła do ręki kawałek pożywienia szpiega i przyjrzała mu się dokładnie.
- Zawsze byłam ciekawa jak smakuje.
To co zrobiła po wypowiedzeniu tych słów wywołało u mnie wszechogarniającą falę obrzydzenia. Ledwo powstrzymałem się od wyrzygania wszystkiego, co znajdowało się w moim żołądku.
Zetsu patrzył na nią z nieukrywanym szokiem. Chyba jeszcze nigdy nie spotkał kogoś, kto chciałby sprawdzić na czym polega jego sztuka kulinarna, o ile można to tak nazwać.
Ruda oblizała wargi patrząc się, teraz nagle białymi oczyma, na trzymany wciąż w dłoni kawał mięsa. Po chwili oddała go właścicielowi.
- Całkiem niezłe – mruknęła.
Wpatrywałem się w nią szukając na jej twarzy czegoś, co świadczyłoby o tym, że to wszystko było jedynie durnym żartem. Albo przynajmniej jakimś protestem, buntem… Sam już nie miałem pojęcia co o tym sądzić. Nie dostrzegłem jednak nic, poza porażającą pustką, tak bardzo przypominającą mi Uchihę. Ona zrobiła to będąc w pełni świadoma, bez żadnego głębszego celu…
Ona naprawdę była obłąkana…
Gdy tylko przypomniałem sobie, że jeszcze niedawno ją pocałowałem, treści żołądkowe niebezpiecznie podeszły mi do gardła. Odwróciłem się usiłując skupić uwagę na czymś innym. Padło na karton przeterminowanego soku.
Może jako bezwzględny morderca powinienem na to zareagować nieco inaczej. Niestety pomimo mojego obecnego „zawodu”, cały czas miałem mój delikatny żołądek artysty. Mistrzowi Sasoriemu często zdarzało się narzekać na to, że niby zbytnio marudzę podczas wybierania posiłków w przydrożnych barach podczas wspólnych misji. Nic jednak nie mogłem poradzić na to, że miałem wyjątkowo wyrafinowany gust w kwestii gastronomii.
Zetsu bez słowa zniknął w ścianie dalej nie spuszczając zszokowanego wzroku z Yume. Obróciła się przodem do mnie i otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć. Zamknęła je jednak, nie wypowiedziawszy kompletnie nic.
- Chodź – powiedziałem siląc się na normalny ton – Zaprowadzę cię do pracowni Sasoriego.
Wyszliśmy z kuchni nie zaszczycając się nawet najmniejszym spojrzeniem.
Cała siedziba zbudowana została wewnątrz skały, dzięki zdolnościom naszego Lidera. Tak przynajmniej mówiono. Jako, że nasz kryjówka miała być ścisłą tajemnicą, musieliśmy zadowolić się nieludzkimi warunkami panującymi w jaskini. Pierwszym i chyba najbardziej uciążliwym z nich była ogólnie panująca wilgoć. W końcu skała ta znajdowała się tuż przed rzeką i nad podziemnym źródłem. Czasem nawet zdarzało się, że podczas deszczu coś przeciekało. Nie raz, ani nie dwa zdarzyło mi się również spotkać grasujące po korytarzu szczury. Nikt jakoś specjalnie nie przywiązywał wagi to porządku w siedzibie, głównie dlatego, że nikt nie siedział tam dłużej niż dzień. Prawdopodobnie dlatego, że panowały tam takie, a nie inne warunki. I koło się zamyka. Oczywiście nie było mowy o luksusach typu telewizor, światło, czy chociażby bieżąca woda. Wszelakie swoje potrzeby zmuszeni byliśmy załatwiać w okolicznych wioskach, przez co siedziba całe dnie świeciła pustkami. Swojego czasu Kisame usiłował namówić Lidera na to, by ten zwiększył odrobinę obszar naszej kryjówki, ponieważ przeszkadzało mu to, że podczas przechodzenia przez progi zawsze uderza czołem o sufit. Skończyło się na wycofaniu pensji na dwa miesiące. Pokoje musieliśmy dzielić ze sobą drużynami. Niedorzeczne wydawało mi się, aby pracownia moja i Sasoriego znajdowała się w jednym pomieszczeniu, które pomieściłoby co najwyżej dwadzieścia osób stojących blisko siebie. Nie chodziło tu już nawet o nasze poglądy. Mnie irytowały walające się wszędzie trociny, unoszący się zapach kleju do drewna i paskudne martwe marionetki wiszące za linki z sufitu. Jego z kolei o białą gorączkę przyprawiał mój artystyczny nieład. Pod tym względem Mistrz Marionetek był nieco pedantyczny. Uwielbiał równowagę. Ja z kolei za każdym razem powtarzałem mu, że porządek może mieć każdy, ale prawdziwą sztuką jest zapanować nad chaosem. Ostatecznie skończyło się na tym, że pokój (o ile można tak nazwać ten schowek na miotły) podzielony został na dwie równe części. W mojej znajdowała się mata do spania, w jego zaś – biurko. Pech chciał, że mnie taki mebel, w dodatku wykonany perfekcyjnie przez zręczne ręce Lalkarza, był bardzo przydatny również dla mnie, a jemu sen nie doskwierał nigdy. Żeby więc choć trochę skorzystać z dobrodziejstw drewnianego biurka, musiałem poczekać, aż Sasori wyjdzie z pokoju. No bo w końcu jak by zareagował wiedząc, że bez pytania wchodzę na jego połowę? Zwłaszcza, że był to w głównej mierze mój pomysł.
A teraz wszystko wskazywało na to, że będę zmuszony na jakiś czas rozdzielić pokoik na trzy części.
- Z góry uprzedzam, że swojego łóżka ci nie oddam – powiedziałem odsuwając cienką drewnianą płytę służącą nam za drzwi; czasem warto mieć znajomego, który zna się na rzemieślnictwie.
- Nie potrzebuję go – stwierdziła spokojnie – Ja nie sypiam.
Zatrzymało mnie w trakcie zasuwania płyty. Ile jeszcze razy będę musiał dowiadywać się jak bardzo odstaje ona od reszty ludzi?
W pokoiku, o dziwo, siedział Mistrz Sasori majstrując coś nad swoim biurkiem. Przyjrzałem się dokładniej przedmiotowi jego pracy. Była to niewielka laleczka, wyrzeźbiona z bardzo jasnego drewna, najpewniej sosnowego. Miała długie, lekko falowane włosy w ciemnobrązowym kolorze i duże zielono niebieskie oczy. Lalkarz pochylał się nad swoim dziełem wyjątkowo skupiony, przesuwając powoli cienkim pędzelkiem po ustach laleczki nadając im jedyny w swoim rodzaju, czerwony kolor. Nigdy wcześniej, nie widziałem tego odcienia na żadnym obrazie, malowidle ani niczym tego typu. Kiedyś zdradził mi sekret, skąd bierze tak unikalny kolor czerwieni.
Otóż, do farby zawsze dodaje kilka kropel świeżej krwi.
Trzeba było przyznać, że laleczka ta była jedną z najlepszych, które kiedykolwiek wykonał. Orzechowe oczy wpatrujące się intensywnie w ślad zostawiany przez pędzelek miały w sobie mnóstwo uwielbienia, niespotykanego u niego podczas wykonywania żadnej innej marionetki.
- Dlaczego? – zapytałem Yume, podchodząc do Sasoriego i obserwując jak dokańcza swoją pracę.
Nagle odłożył pędzelek i odwrócił się do mnie mierząc mnie spojrzeniem nie zawierającym w sobie ani śladu poprzedniej miłości do własnego dzieła.
- Koszmary, które zaczęły ją nawiedzać po zobaczeniu przeszłości tamtego mężczyzny, były tak straszne, że bała się spać. Dlatego już nigdy więcej nie zasnęła.
Już otwierałem usta, by zadać pytanie odnośnie tego, jak w takim razie udaje jej się normalnie funkcjonować, ale ruda mnie uprzedziła.
- Medytuję.
Uniosłem jedną brew do góry widząc, że siada pod ścianą w pozycji kwiatu lotosu i składa pieczęć barana. Zamknęła oczy.
- Nie przeszkadzaj jej. Znalezienie równowagi w jej stanie psychicznym jest bardzo trudne – mruknął Sasori i wrócił do przerwanej pracy.
Wzruszyłem ramionami i stwierdziłem, że niczego mi teraz tak nie potrzeba, jak chwili odpoczynku.

Ciche szuranie sprawiło, że gwałtownie otworzyłem oczy. Przede mną rozciągała się jedynie bezkresna ciemność. Nie poruszyłem się. Doskonale wiedziałem co się dzieje. Ktoś albo próbował wejść, albo wyjść niepostrzeżenie z naszego maleńkiego pokoju.
Kiedy szuranie drewnianej płyty ustało i przerodziło się w ciche kroki znikające w korytarzu, podniosłem się na łokciach. Oczywiście nie zobaczyłem kompletnie nic.
Yume, przeszło mi przez myśl.
Wstałem i najciszej jak mogłem podszedłem do wyjścia, zatrzymując jednocześnie przepływ chakry. Całe szczęście, że znałem całą siedzibę jak własną kieszeń, więc nawet mimo, że nic nie widziałem, doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, w którą stronę iść.
Wyszedłem z pokoju kierując się ledwo słyszalnymi krokami. Nie zauważyła, że ją śledzę.
Zatrzymałem się dopiero za rokiem korytarza tuż przy kuchni. Ona również się zatrzymała.
Wziąłem głęboki wdech.
Co jeśli uznała, że teraz jest dobra pora, by wytłuc Akatsuki? Wtedy byłbym zmuszony ją zabić. Najpierw jednak musiałem się upewnić czy…
- Długo się na ciebie czeka – niski męski głos dobiegł do moich uszu.
Wzdrygnąłem się. Jeszcze nigdy wcześniej go nie słyszałem.
- Czego chcesz? – głos Yume niczym lodowe ostrza, przeszył powietrze; był zimny, pozbawiony jakichkolwiek pozytywnych emocji.
- Niczego takiego, Yume-chan – wyczułem, że mężczyzna kpiąco się uśmiechnął.
Kim on do cholery był?! I co robił w Akatsuki?
Coraz mniej mi się to wszystko podobało. Nie byłem w stanie skojarzyć tego głosy z żadnym z członków Brzasku. Hidan? Nie, zbyt niski ton. Itachi? Nie, nie jego styl mówienia. Kisame? Nie. Kakuzu? Nie. Zetsu? Nie. Lider? Nie. Sasori? Nie. Tobi? Nie…
- Po prostu chciałbym wiedzieć czy dotrzymujesz danej mi obietnicy – powiedział.
- W przeciwieństwie do ciebie, nie jestem zdrajcą. Nie łamię raz danego słowa – warknęła.
- Świetnie. Wiedz jednak, że jeśli ktokolwiek się dowie o naszym małym sekrecie zarówno on, jak i ty, skończycie marnie.
- Nie jestem głupia… Poza tym co niby miałoby mi dać powiedzenie o tym komukolwiek…?
Cichy, gardłowy chichot mrożący krew w żyłach, wydobył się z krtani mężczyzny.
- Gdybyś tylko wiedziała komu go zdradzić, zyskałabyś bardzo wiele…
Cisza. Nie odpowiedziała. Mimo dzielącej nas odległości, wyczułem, że jest zdenerwowana.
- Nie uda ci się go uratować, dziecinko. Jego przeznaczenie zostało zapisane już bardzo dawno i musi się wypełnić, czy tego chcesz, czy nie – powiedział z udawaną troską, po czym dodał już normalnym dla siebie tonem – Wiem, że nie zrobisz nic głupiego. Skoro masz się tu zatrzymać na jakiś czas, będę miał okazję, by mieć cię na oku. A tymczasem pamiętaj… Tobi jest dobrym chłopcem.