Yume wpatrywała się w czarnowłosego jak zahipnotyzowana.
Powoli podniosła się z piasku, jedną rękę kładąc na dużym kamieniu leżącym przy
niej. Lekki podmuch wiatru strącił jej kilka rudych kosmyków do oczu, ale nie
zwróciła na to uwagi. Wydawałoby się, że poza nim, w chwili obecnej, nie
istniało dla niej kompletnie nic.
- Yuka… - wyszeptała ledwo otwierając usta.
Chłopak skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
- Dobrze, że mnie pamiętasz. Przynajmniej będziesz wiedziała
za co cię zabiję – mógłbym przysiądz, że się uśmiechnął.
Ruda zmrużyła oczy, nie spuszczając wzroku z drewnianej
maski, zasłaniającej twarz nastolatka, pomalowanej w trzy długie czerwone pasy.
- Twój ojciec musiał zginąć – odezwała się lodowato
beznamiętnym głosem – Ty byłeś, i nadal jesteś, zbyt młody, by to zrozumieć.
Yuka (czy jak go tam nazwała) prychnął.
- Jestem wystarczająco dorosły, by zrozumieć, że pozbawiłaś
mnie najważniejszej osoby w rodzinie.
Nie odpowiedziała, tylko spojrzała na mnie i na Kakuzu kątem
oka.
- Zostawcie go mnie – mruknęła i wyprostowała się.
Stali tak przez chwilę bez ruchu, taksując się wzrokiem.
Kakuzu nie wydawał się być chętny żeby przeszkadzać w,
najpewniej zbliżającej się, walce. Cóż, skoro Yume miała osobiste porachunki z
tym ANBU, byliśmy zmuszeni to uszanować. W końcu była to dla nich sprawa
honoru. Ciekawe jak tylko zamierzała walczyć bez możliwości aktywowania
Miraganu. Słońce jeszcze nie skryło się za horyzontem.
Jednym gwałtownym ruchem, ruda zamachnęła się i z całej siły
uderzyła połamanym przedramieniem o skałę spoczywającą obok niej. Rozległo się
głośne łupnięcie łamanego drewna. Wystająca do tej pory metalowa rurka, pod
wpływem uderzenia została z powrotem wciśnięta do przedramienia.
- Nie chcę cię zabić – powiedziała zginając i prostując
palce w prawej dłoni; w lewej coś musiało się zablokować i zginały się tylko do
połowy – Masz jeszcze szansę wrócić na dobrą drogę. Jesteś szanowanym shinobi z
Kumogakure, nic nie stoi na przeszkodzie byś wrócił do domu i zaczął życie od
nowa.
Gwałtowny świst przeszył powietrze razem z kunai rzuconym
prosto między oczy Yume. Dziewczyna w ostatniej chwili przechyliła głowę na
bok, tak, że broń nawet jej nie drasnęła.
- Nie masz prawa mówić mi co mam robić! Nic nie wiesz o
mnie, ani o moim życiu! – chłopaczek najwidoczniej stracił panowanie nad sobą,
bo znacznie podniósł głos, a dłonie zacisnął w pięści, które zaczynały coraz
bardziej drżeć.
Ruda nawet nie mrugnęła.
Poczułem maleńką kroplę, która spadła na czubek mojego nosa.
Spojrzałem w niebo. Nadciągała kolejna fala deszczu, co najmniej tak silnego
jak poprzednia. Na horyzoncie widać było błyski.
Burza…
Z powrotem przeniosłem wzrok na dwójkę mierzących się
wzrokiem shinobi. Żadne z nich nie poruszyło się ani o milimetr. Wyglądało to
tak, jakby prowadzili między sobą telepatyczną rozmowę, niedosłyszalną dla
mnie, ani dla opierającego się plecami o pień drzewa, Kakuzu. Deszcz zaczynał
padać coraz bardziej, zwilżając tym samym trawę, co sprawiało, że teren do
walki był wyjątkowo niekorzystny.
Chyba, że któreś z nich panowało nad elementem wody…
Gwałtowny grzmot rozległ się po okolicy, jednocześnie będąc
jakby sygnałem do rozpoczęcia pojedynku.
Yume błyskawicznie znalazła się przy nastolatku i zamierzała
go najzwyczajniej uderzyć pięścią w twarz, ale skutecznie zablokował jej cios
krótką kataną. Wykorzystała to i z całej siły złapała w dłoń ostrze,
unieruchamiając je tym samym.
Gdyby Yuka nie miał maski, zapewne na jego twarzy wszyscy
zobaczylibyśmy malujące się niedowierzanie.
Wypuścił katanę z rąk i błyskawicznie sięgnął do kabury zza
paska, po czym wyjął z niej drugą, o wiele dłuższą, która przez ułamek sekundy
odbiła światło zachodzącego słońca chowającego się za chmurami, i jednym ruchem
przeciął bronią powietrze, jednocześnie rozcinając policzek rudej. Cofnęła się,
nie wypuszczając z dłoni ostrza krótkiego miecza. Podrzuciła je i złapała w
powietrzu za rękojeść, natychmiast blokując katanę młodego ANBU tuż przed swoją
twarzą. Yuka napierał na nią jeszcze przez chwilę, jakby mając nadzieję, że uda
mu się przeciąć ostrze jego własnej broni obróconej przeciwko niemu, i mimo
wszystko zranić dziewczynę.
Przeliczył się.
Uderzenie drewnianej pięści Yume o jego maskę wywołało huk,
który idealnie pokrył się z kolejnym grzmotem nadciągającej burzy. Maska pękła
na dwie połowy i spadła na mokrą już trawę obracając się wewnętrzną stroną do
góry. Chłopak zachwiał się, ale nie stracił równowagi. Przez chwilę nie odrywał
wzroku od ziemi, najpewniej bojąc się pokazać nam swoją twarz. Ruda
najwyraźniej nie zamierzała go tymczasowo atakować.
Podniósł wzrok i dumnie zadarł głowę do góry, przez co długi
kucyk związany na czubku głowy opadł mu z ramion na plecy. Yuka zmierzył nas
soczyście zielonymi oczami i założył kosmyk włosów opadających mu na twarz, za
ucho.
Ku mojemu (i chyba tylko mojemu) zdziwieniu, nie wyglądał on
na więcej niż szesnaście lat. Miał stosunkowo delikatne rysy twarzy, które mimo
to nie sprawiały, że można go było mylić z kobietą. Prawdę mówiąc przypominał
mi odrobinę mnie samego, gdy jeszcze byłem w jego wieku.
Otworzył usta zapewne chcąc coś powiedzieć, ale zmienił
zdanie i z powrotem je zamknął. Mądry dzieciak, nie chciał, by Akatsuki
widziało jego twarz…
Powoli podniósł swoją katanę ostrzem do góry na wysokość
oczu, a Yume cofnęła się o kilka kroków robiąc dokładnie to samo, ale z krótkim
mieczem. Jej broń wciąż leżała na piasku, poza jej zasięgiem.
Jednym szybkim skokiem, Yuka znalazł się przed dziewczyną i
– w dość przewidywalny sposób – zamierzał wytrącić jej katanę z ręki przy
użyciu własnej broni. Nie pozwoliła mu na to jednak. Lewą ręką zablokowała jego
cios, zaś prawą rozłożyła na co najmniej trzykrotną długość swojej normalnej
ręki, chwyciła kabury z katanami leżące na plaży i przyciągnęła je do siebie, z
powrotem składając ramię. Zaskoczony obrotem spraw, Yuka cofnął się
nieznacznie, co ona wykorzystała i zraniła go krótkim mieczem, po czym wbiła go
w ziemię obok siebie. Błyskawicznie wyciągnęła broń z kabur i złączyła
rękojeści tworząc ogromne nunchaku. Chłopak zacisnął zęby.
- Skoro tak zamierzasz to odegrać, niech będzie – warknął i
odrzucił miecz.
Sięgnął do kieszonki przy pasku, ale zanim zdążył cokolwiek
z niej wyjąć, ruda już zaatakowała swoją, wysoką na praktycznie cztery metry,
bronią.
Czarnowłosy odskoczył i stanął na najniższej gałęzi pobliskiego
drzewa chcąc uniknąć pocięcia na plasterki. Nie ulegało wątpliwości, że ludzkie
ciało po zetknięciu z tak szybko wirującą bronią (z pewnością zwykły człowiek
nie dałby rady tak obracać mieczami), stałoby się krwawą miazgą. Dziewczyna
wystrzeliła z wolnej dłoni kilka, najprawdopodobniej zatrutych, senbon, które
Yuka ominął tylko dzięki wyjątkowej sprawności fizycznej. Wszystkie wbiły się w
gałąź, na której obecnie stał. Zeskoczył z drzewa robiąc salto w powietrzu i
lądując miękko na nogach. Błyskawicznym ruchem wyciągnął z kieszonki
najzwyklejszy w świecie zwój informacyjny. Ruda zatrzymała się wpół kroku i
popatrzyła na niego z zainteresowaniem, przestając wprawiać w ruch swoją broń.
- Wiesz co to jest? – zapytał czarnowłosy z kpiącym
uśmieszkiem – To jest list napisany przez samego pana Raikage. Jesteś
poszukiwana listem gończym w czterech krajach, plus posłano za tobą specjalną
drużynę, której jestem członkiem, mającą na celu jedynie twoją likwidację.
Nawet jeżeli nie zabiję cię ja, zrobi to ktoś inny. Długo nie pożyjesz…
- Jeśli myślisz, że możesz mnie zastraszyć to się mylisz –
odparła spokojnie – Jestem w tym gównie od czasów jeszcze zanim się urodziłeś.
Zabiłam twojego ojca, bo nie miałam innego wyjścia. W przeciwnym razie on
zabiłby i ciebie i twoją matkę.
- Łżesz! – krzyknął – Mój ojciec nigdy by nikogo nie
skrzywdził! A już zwłaszcza nie swojego jedynego syna!
Kącik ust Yume drgnął w coś na kształt uśmiechu.
- Tak mało wiesz o życiu… - szepnęła, by po chwili dodać głośniej – W obecnych czasach
interesy przedkładają się nad sprawy rodzinne. Twoja śmierć byłaby jedynie
korzyścią. Powinieneś być mi wdzięczny za uratowanie życia, a nie jeszcze mnie
ścigać.
Prychnął.
- Żartujesz sobie ze mnie! Moja śmierć nie byłaby…
- Twój ojciec był zadłużony, nie miał z czego oddać, a ty i
cała reszta rodziny byliście dla niego tylko ciężarem. Zarżnąłby cię jak
zwierzę jeszcze tej samej nocy, gdybym nie interweniowała.
- Zamknij się! – wrzasnął tak głośno, że jego głos przez
chwilę był piskliwy jak u małego chłopca – Gówno wiesz, jesteś mordercą! Tak
samo jak oni wszyscy! – mówiąc to spojrzał na mnie i na Kakuzu.
Pomimo tego, że chłopak był już na granicy wytrzymałości,
ona nadal mówiła spokojnym i opanowanym tonem, jakby to wszystko nie robiło na
niej najmniejszego wrażenia.
- Wszyscy jesteśmy mordercami… - prawie szepnęła – Raniąc
innych zabijamy samych siebie. Tak bardzo, że po pewnym czasie nic po nas nie
zostaje. Wtedy nie dostrzegamy już dobra, liczy się tylko to, co złe. Ból
przyćmiewa świadomość…
- Powiedziałem, zamknij się! – złożył pieczęć królika, potem
małpy, konia, tygrysa, węża, znów królika, barana, szczura, węża i…
Czyżby element wody?
Kolejność składania pieczęci była bardzo podobna do tej,
której używa pan Kisame w jednej wodnej technice. Jednakże…
Smok, ptak, tygrys.
- We krwi ukrycie – powiedział już ciszej, ale nadal drżącym
głosem – Technika Ran Otwarcia.
Wyciągnął przed siebie proste ręce, a na jego jasnej skórze
prawie natychmiast pojawiły się podłużne uwypuklenia, rosnące z każdą chwilą.
Uniosłem brwi. Wyglądało to tak, jakby coś długiego i bardzo cienkiego
próbowało rozerwać mu skórę od środka.
Pomijając już to, że nigdy nie słyszałem o tym, by ktoś
używał technik we krwi ukrycia. Na ten styl walki natknąłem się wiele lat temu,
gdy włamałem się do biblioteki Tsuchikage. Nie dowiedziałem się o tym wiele,
jedynie to, że stosowanie tych technik jest niedozwolone, ze względu na
wyjątkowe zagrożenie dla życia zarówno przeciwnika, jak i ich użytkownika.
Wybrzuszenia na całej długości rąk, pękły nagle, tworząc
otwarte rany, z których obficie wypłynęła krew. Nie spłynęła ona jednak na
trawę, lecz zaczęła się kumulować w dwie coraz większe kule tuż pod
nadgarstkami Yuki. Chłopak dyszał ciężko, wpatrując się lekko zamglonym
wzrokiem w zbierającą się krew. Yume nie odrywała od niego wzroku, nie
zamierzając go atakować. Zapewne najchętniej opuściłaby już pole walki.
- Musiało go to wyczerpać – powiedziałem sam do siebie, ale Kakuzu
oczywiście to usłyszał.
- Techniki krwi są bardzo wyczerpujące – mruknął w
odpowiedzi – Są niczym innym jak nieco ciekawszą wersją najzwyklejszych technik
kontroli wody. Krew też jest przecież płynna. Mało kto ich używa ze względu na
duże ryzyko. Wystarczy, że wyciągnie się z siebie kilka mililitrów za dużo i
można się najzwyczajniej w świecie wykrwawić. Jeśli ten dzieciak potrafi też
zapanować nad krwią innych… zwykły śmiertelnik byłby na przegranej pozycji, ale
Yume dzięki swoim drewnianym rękom wygra. To los młodego jest przesądzony.
Westchnąłem. Więc jednak ruda będzie musiała go zabić,
pomimo że tak bardzo próbowała tego uniknąć.
Gdy Yuka uznał, że wylał z siebie już wystarczająco dużo
czerwonej posoki, rozłożył ręce na boki, a krew unosząca się w powietrzu,
rozciągnęła się tworząc długą nić.
A więc mógł ją dowolnie formować, wedle własnego uznania…
Gwałtownie złączył dłonie, czemu towarzyszyło klaśnięcie, a
cała krew spadła na ziemię. Minimalnie przed powierzchnią trawy zatrzymała się
i wręcz podskoczyła w górę, prosto na zdezorientowaną Yume.
… która najwidoczniej nigdy nie słyszała o takich
technikach.
Odruchowo chciała przeciąć rzucające się na nią
stworzenie(?), ale – co było do przewidzenia – jej katana po prostu przez to
przeleciała, nawet tego nie naruszając. Dziewczyna cofnęła się patrząc
niepewnie na unoszącą się w powietrzu plamę, która z każdą chwilą robiła się
coraz większa i przybierała coraz to różniejsze kształty.
Spojrzałem na chłopaka, który dla bezpieczeństwa stał teraz
na gałęzi drzewa. Obie ręce miał wyciągnięte do przodu, jednak nic nie
wskazywało na to, by wylewał z siebie więcej krwi. Poruszył dłonią w lewo, a
ciecz rozciągnęła się w tę samą stronę.
Jakim cudem on to powiększał…?
- Tego się nie spodziewałaś, co? – zapytał, z tryumfalnym
uśmieszkiem na twarzy – Długo czekałem na ten moment i nie zamierzam polec.
Woda…
- I tak nie zamierzałam cię zabić.
Woda jest elementem występującym wszędzie. W powietrzu,
ziemi…
- Ale ja zamierzałem zabić ciebie. I zrobię to. Lepiej dla
ciebie jeśli nie będziesz się zbytnio stawiać.
Powietrze. Ten dzieciak musiał jakimś cudem pobierać wodę z
atmosfery i to nią rozcieńczać krew, przez co cała ta substancja zdawała się
rosnąć. Duży wpływ na to miało na pewno jezioro znajdujące się tak blisko nas.
Gdyby brał wodę bezpośrednio z niego, na pewno byśmy to zauważyli. Kumulując
takie drobinki jakie są zawarte w powietrzu, nie da się tego zobaczyć gołym
okiem.
- Nie zamierzałam cię krzywdzić, ale nie dajesz mi innego
wyboru…
Yume sięgnęła do kabury przy spodniach dokładnie w momencie,
gdy ruchoma krew wystrzeliła nagle do góry, przybierając określoną formę ponad
trzymetrowej bestii. Stwór przypominał szkielet wilka. Długie łapy zakończone
były ostrymi szponami. Na karku, szyi i ogonie wyrastały kolce, których długość
co chwilę się zmieniała, wraz z tym jak stworzenie zdawało się oddychać.
Czarne, puste oczodoły przerażająco współgrały z ostrymi jak brzytwa kłami w
potężnej paszczy, z której wysuwał się gadzi język.
- Co to, kurwa, jest? – warknąłem, śledząc uważnie każdy
ruch potwora.
Ta ogromna plama krwi najwidoczniej żyła swoim życiem…
Yuka klęczał na trawie z rękoma wciąż wyciągniętymi przed
siebie – to nimi musiał kontrolować bestię. Cała ta technika wyciągnęła z niego
mnóstwo chakry i energii. Nie wyglądał na takiego, który wytrzyma jeszcze długo
na polu walki.
Rzeczywiście była to bardzo ryzykowna strategia.
Chłopak odrzucił kilka długich kosmyków opadających mu na
oczy i złożył szereg skomplikowanych pieczęci. Monstrum zawyło przeraźliwie, a
z jego ciała błyskawicznie wysunął się długi kolec mający przebić Yume na
wylot. Ruda odskoczyła na bok unikając śmiertelnego ciosu, ale zanim zdążyła
złapać równowagę, kolejny kolec już mknął w jej stronę. Przeskoczyła nad nim
robiąc salto i wylądowała na rękach, gdy wielkie łapsko krwawego wilka połamało pień znajdującego się przed nią
drzewa, w drobny mak. Stanęła z powrotem na nogi i odwróciła się w kierunku
chłopaka. Ogromna łapa potwora wyciągnęła się w jej stronę z zawrotną
prędkością, ale ruda skrzyżowała przedramiona na klatce piersiowej i uderzenie
odrzuciło ją do tyłu, zamiast połamać wszystkie kości.
Ramiona marionetki były tutaj naprawdę bardzo przydatne.
Stanęła pewnie na piachu i od razu się pochyliła unikając
kolejnego ciosu. Tym razem jednak, kolec nie był ciężki, tak jak poprzednie.
Teraz przeciął powietrze lekko, z głośnym świstem, zupełnie jakby był…
- Ostry – mruknął Kakuzu – Cięcie wodą. Ten dzieciak
wykonuje kolejne techniki, a ona nic o tym nie wie. Raz formuje tego potwora by był silny i
niszczył, a teraz najwidoczniej zamierza ciąć nim ciąć wszystko dookoła.
Przez moment zapragnąłem zapytać go czy może nie powinniśmy
się wtrącić i pomóc Yume, ale zrezygnowałem.
Bardzo kusiło mnie, by rozwalić tego potwora. W końcu nigdy
wcześniej nie miałem do czynienia z czymś takim. Mimo wszystko, musiałem
odpuścić. Przerwanie, albo wtrącenie się do honorowego pojedynku byłoby
niestosowne nawet dla takiego kryminalisty jak ja.
Sam rozniósłbym każdego, kto spróbowałby sprzątnąć mi Uchihę
sprzed nosa…
Ruda upadła na kolana raniona ostrym szponem krwawego wilka.
Rana nie była głęboka, ale zapewne bardzo bolesna. Dziewczyna zgromiła
spojrzeniem uśmiechniętego Yukę, po czym wyciągnęła przed siebie wyprostowane
dłonie. Jedną skierowała na bestię, a drugą na nastolatka. Z wewnętrznych stron
jej dłoni wysunęły się po trzy łączone lufy. Otworzyłem usta chcąc coś
powiedzieć, ale zanim to zrobiłem, dwa wielkie strumienie ognia wydobyły się z
rąk Yume.
Od razu widać było, że to robota Mistrza Sasoriego.
Łączone lufy zaczęły się coraz szybciej obracać, wprawiając
strumienie ognia w wirowanie, dzięki czemu zwiększył pole rażenia co najmniej
dwukrotnie. Yuka odskoczył na bok ratując się przed spaleniem żywcem, ale nie
mógł jednocześnie kontrolować swojego pupilka. Ogień uderzył w niego tworząc
mnóstwo pary. Stworzenie zawyło przeraźliwie.
Czarnowłosy uciekając przed morderczym płomieniem, złożył
kilka pieczęci.
I wtedy krwawy wilk stał się żywy…
Odepchnął Yume rozciągającą się trzecią łapą, a ogień,
którego nie zdążyła wygasić przeleciał tuż obok mnie i Kakuzu. Musieliśmy się
nieco odsunąć, by nie zostały z nas dwa węgle.
Ruda wpadła do jeziora z głośnym pluskiem, a potwór pobiegł
za nią. W momencie, gdy jego łapy zetknęły się z wodą, urósł pięciokrotnie. Na
łbie pojawiły mu się ogromne rogi, a z łopatek wytworzyły się smocze skrzydła. Bestia
stanęła na tylnych kończynach i przednią z całej siły uderzyła w wodę,
dokładnie w miejscu, gdzie wpadła ruda. Wielka fala wytworzona przez uderzenie
zalała całą plażę. Gdy potwór szykował się do kolejnego uderzenia, usłyszeliśmy
cichy chichot czarnowłosego.
Kilka kosmyków lepiło mu się do zalanej potem twarzy. Z nosa
obficie wypływała mu krew.
Zemsta przeżarła go do szpiku kości…
Yume wystrzeliła nagle, niczym pocisk, z wody, wzbijając się
pionowo w powietrze. Spojrzałem na nią z niedowierzaniem i zbliżyłem obraz moim
urządzeniem namierzającym. Z tego, co doświadczyłem we wnętrzu świątyni
wynikało, że dziewczyna nie może pływać ze względu na wagę ramion wzmocnionych
stalowym szkieletem. Powinna się więc już dawno utopić.
Ale ona nadal żyła i miała się całkiem dobrze.
Ręce miała złożone wzdłuż tułowia, rozłożone na taką
długość, że dłonie były dopiero przy stopach. Z luf, którymi uprzednio
wystrzeliła ogień, tym razem wydobywały się hektolitry wody pod takim
ciśnieniem, że mogłyby przecinać skały. Musiała więc wykorzystać ich siłę, by
odbić się od dna.
Gdy znalazła się ponad głową krwawego wilka (który nie był
już kompletnie czerwony, ale zrobił się bardziej granatowy, zapewne przez
rozcieńczenie krwi z wodą), wzięła potężny zamach i wykorzystując grawitację
uderzyła z całej siły w sam środek jego czoła, jednocześnie wstrzeliwując w
niego senbon. Nie dało jej to wiele, ponieważ stwór i tak nie był w pełni żywą
istotą. Zgiął się jednak wpół i ryknął opadając z powrotem na cztery łapy.
Dziewczyna zrobiła przewrót na jego łbie i zjechała po jego śliskim kręgosłupie
do samego czubka ogona, który leżał przy plaży. Skoczyła na piach i wylądowała
miękko na nogach. Przemoczona do suchej nitki wyglądała dość żałośnie, dopiero
wtedy widać było jak bardzo jest chuda. Ubranie przylgnęło do jej kościstego
ciała uwydatniając każdą nierówność. Żebra były bardzo wyraźnie zarysowane,
podobnie jak szybko unosząca się i opadająca klatka piersiowa.
Krwawy wilk obrócił się w jej kierunku i wybiegł z wody, a
ona natychmiast rzuciła się biegiem do lasu. Gdy tylko stanął wszystkimi łapami
na ziemi, znowu był poprzedniego rozmiaru.
- Dzieciak nie kontroluje w pełni wody… - szepnąłem sam do
siebie – On włada tylko krwią.
Yume zatrzymała się gwałtownie kilka kroków za nami i szybko
wyciągnęła z kabury niewielki zwój. Zanim stworzenie do niej dobiegło,
otworzyła go, złożyła pieczęć i wyszeptała coś pod nosem. W momencie gdy
uderzyła otwartą dłonią w środek papirusu, wydobył się z niego gęsty dym.
Ostatnią rzeczą, którą zobaczyłem zanim błyskawicznie rozprzestrzeniający się
całun pochłonął absolutnie wszystko, był błysk Miraganu w oczach rudej. Więc to
nie był zwój z zasłoną dymną.
To był zwój z ciemnością…
Usłyszałem, że dziewczyna znowu rozłożyła swoje ramię i
sięgnęła po coś, co leżało niedaleko mnie. Sądząc po głuchym odgłosie, mogły to
być jej dwie katany.
Rozległ się nieprzyjemny, ale dobrze znany mi odgłos
rozcinanej skóry. A potem ciemność przeszył beznamiętnie pusty głos Yume.
- Powinniśmy wracać. Obudzi się za godzinę, gdy trucizna
przestanie działać…