1 lipca 2012

Rozdział dziewiąty

Yume wpatrywała się w czarnowłosego jak zahipnotyzowana. Powoli podniosła się z piasku, jedną rękę kładąc na dużym kamieniu leżącym przy niej. Lekki podmuch wiatru strącił jej kilka rudych kosmyków do oczu, ale nie zwróciła na to uwagi. Wydawałoby się, że poza nim, w chwili obecnej, nie istniało dla niej kompletnie nic.
- Yuka… - wyszeptała ledwo otwierając usta.
Chłopak skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
- Dobrze, że mnie pamiętasz. Przynajmniej będziesz wiedziała za co cię zabiję – mógłbym przysiądz, że się uśmiechnął.
Ruda zmrużyła oczy, nie spuszczając wzroku z drewnianej maski, zasłaniającej twarz nastolatka, pomalowanej w trzy długie czerwone pasy.
- Twój ojciec musiał zginąć – odezwała się lodowato beznamiętnym głosem – Ty byłeś, i nadal jesteś, zbyt młody, by to zrozumieć.
Yuka (czy jak go tam nazwała) prychnął.
- Jestem wystarczająco dorosły, by zrozumieć, że pozbawiłaś mnie najważniejszej osoby w rodzinie.
Nie odpowiedziała, tylko spojrzała na mnie i na Kakuzu kątem oka.
- Zostawcie go mnie – mruknęła i wyprostowała się.
Stali tak przez chwilę bez ruchu, taksując się wzrokiem.
Kakuzu nie wydawał się być chętny żeby przeszkadzać w, najpewniej zbliżającej się, walce. Cóż, skoro Yume miała osobiste porachunki z tym ANBU, byliśmy zmuszeni to uszanować. W końcu była to dla nich sprawa honoru. Ciekawe jak tylko zamierzała walczyć bez możliwości aktywowania Miraganu. Słońce jeszcze nie skryło się za horyzontem.
Jednym gwałtownym ruchem, ruda zamachnęła się i z całej siły uderzyła połamanym przedramieniem o skałę spoczywającą obok niej. Rozległo się głośne łupnięcie łamanego drewna. Wystająca do tej pory metalowa rurka, pod wpływem uderzenia została z powrotem wciśnięta do przedramienia.
- Nie chcę cię zabić – powiedziała zginając i prostując palce w prawej dłoni; w lewej coś musiało się zablokować i zginały się tylko do połowy – Masz jeszcze szansę wrócić na dobrą drogę. Jesteś szanowanym shinobi z Kumogakure, nic nie stoi na przeszkodzie byś wrócił do domu i zaczął życie od nowa.
Gwałtowny świst przeszył powietrze razem z kunai rzuconym prosto między oczy Yume. Dziewczyna w ostatniej chwili przechyliła głowę na bok, tak, że broń nawet jej nie drasnęła.
- Nie masz prawa mówić mi co mam robić! Nic nie wiesz o mnie, ani o moim życiu! – chłopaczek najwidoczniej stracił panowanie nad sobą, bo znacznie podniósł głos, a dłonie zacisnął w pięści, które zaczynały coraz bardziej drżeć.
Ruda nawet nie mrugnęła.
Poczułem maleńką kroplę, która spadła na czubek mojego nosa. Spojrzałem w niebo. Nadciągała kolejna fala deszczu, co najmniej tak silnego jak poprzednia. Na horyzoncie widać było błyski.
Burza…
Z powrotem przeniosłem wzrok na dwójkę mierzących się wzrokiem shinobi. Żadne z nich nie poruszyło się ani o milimetr. Wyglądało to tak, jakby prowadzili między sobą telepatyczną rozmowę, niedosłyszalną dla mnie, ani dla opierającego się plecami o pień drzewa, Kakuzu. Deszcz zaczynał padać coraz bardziej, zwilżając tym samym trawę, co sprawiało, że teren do walki był wyjątkowo niekorzystny.
Chyba, że któreś z nich panowało nad elementem wody…
Gwałtowny grzmot rozległ się po okolicy, jednocześnie będąc jakby sygnałem do rozpoczęcia pojedynku.
Yume błyskawicznie znalazła się przy nastolatku i zamierzała go najzwyczajniej uderzyć pięścią w twarz, ale skutecznie zablokował jej cios krótką kataną. Wykorzystała to i z całej siły złapała w dłoń ostrze, unieruchamiając je tym samym.
Gdyby Yuka nie miał maski, zapewne na jego twarzy wszyscy zobaczylibyśmy malujące się niedowierzanie.
Wypuścił katanę z rąk i błyskawicznie sięgnął do kabury zza paska, po czym wyjął z niej drugą, o wiele dłuższą, która przez ułamek sekundy odbiła światło zachodzącego słońca chowającego się za chmurami, i jednym ruchem przeciął bronią powietrze, jednocześnie rozcinając policzek rudej. Cofnęła się, nie wypuszczając z dłoni ostrza krótkiego miecza. Podrzuciła je i złapała w powietrzu za rękojeść, natychmiast blokując katanę młodego ANBU tuż przed swoją twarzą. Yuka napierał na nią jeszcze przez chwilę, jakby mając nadzieję, że uda mu się przeciąć ostrze jego własnej broni obróconej przeciwko niemu, i mimo wszystko zranić dziewczynę.
Przeliczył się.
Uderzenie drewnianej pięści Yume o jego maskę wywołało huk, który idealnie pokrył się z kolejnym grzmotem nadciągającej burzy. Maska pękła na dwie połowy i spadła na mokrą już trawę obracając się wewnętrzną stroną do góry. Chłopak zachwiał się, ale nie stracił równowagi. Przez chwilę nie odrywał wzroku od ziemi, najpewniej bojąc się pokazać nam swoją twarz. Ruda najwyraźniej nie zamierzała go tymczasowo atakować.
Podniósł wzrok i dumnie zadarł głowę do góry, przez co długi kucyk związany na czubku głowy opadł mu z ramion na plecy. Yuka zmierzył nas soczyście zielonymi oczami i założył kosmyk włosów opadających mu na twarz, za ucho.
Ku mojemu (i chyba tylko mojemu) zdziwieniu, nie wyglądał on na więcej niż szesnaście lat. Miał stosunkowo delikatne rysy twarzy, które mimo to nie sprawiały, że można go było mylić z kobietą. Prawdę mówiąc przypominał mi odrobinę mnie samego, gdy jeszcze byłem w jego wieku.
Otworzył usta zapewne chcąc coś powiedzieć, ale zmienił zdanie i z powrotem je zamknął. Mądry dzieciak, nie chciał, by Akatsuki widziało jego twarz…
Powoli podniósł swoją katanę ostrzem do góry na wysokość oczu, a Yume cofnęła się o kilka kroków robiąc dokładnie to samo, ale z krótkim mieczem. Jej broń wciąż leżała na piasku, poza jej zasięgiem.
Jednym szybkim skokiem, Yuka znalazł się przed dziewczyną i – w dość przewidywalny sposób – zamierzał wytrącić jej katanę z ręki przy użyciu własnej broni. Nie pozwoliła mu na to jednak. Lewą ręką zablokowała jego cios, zaś prawą rozłożyła na co najmniej trzykrotną długość swojej normalnej ręki, chwyciła kabury z katanami leżące na plaży i przyciągnęła je do siebie, z powrotem składając ramię. Zaskoczony obrotem spraw, Yuka cofnął się nieznacznie, co ona wykorzystała i zraniła go krótkim mieczem, po czym wbiła go w ziemię obok siebie. Błyskawicznie wyciągnęła broń z kabur i złączyła rękojeści tworząc ogromne nunchaku. Chłopak zacisnął zęby.
- Skoro tak zamierzasz to odegrać, niech będzie – warknął i odrzucił miecz.
Sięgnął do kieszonki przy pasku, ale zanim zdążył cokolwiek z niej wyjąć, ruda już zaatakowała swoją, wysoką na praktycznie cztery metry, bronią.
Czarnowłosy odskoczył i stanął na najniższej gałęzi pobliskiego drzewa chcąc uniknąć pocięcia na plasterki. Nie ulegało wątpliwości, że ludzkie ciało po zetknięciu z tak szybko wirującą bronią (z pewnością zwykły człowiek nie dałby rady tak obracać mieczami), stałoby się krwawą miazgą. Dziewczyna wystrzeliła z wolnej dłoni kilka, najprawdopodobniej zatrutych, senbon, które Yuka ominął tylko dzięki wyjątkowej sprawności fizycznej. Wszystkie wbiły się w gałąź, na której obecnie stał. Zeskoczył z drzewa robiąc salto w powietrzu i lądując miękko na nogach. Błyskawicznym ruchem wyciągnął z kieszonki najzwyklejszy w świecie zwój informacyjny. Ruda zatrzymała się wpół kroku i popatrzyła na niego z zainteresowaniem, przestając wprawiać w ruch swoją broń.
- Wiesz co to jest? – zapytał czarnowłosy z kpiącym uśmieszkiem – To jest list napisany przez samego pana Raikage. Jesteś poszukiwana listem gończym w czterech krajach, plus posłano za tobą specjalną drużynę, której jestem członkiem, mającą na celu jedynie twoją likwidację. Nawet jeżeli nie zabiję cię ja, zrobi to ktoś inny. Długo nie pożyjesz…
- Jeśli myślisz, że możesz mnie zastraszyć to się mylisz – odparła spokojnie – Jestem w tym gównie od czasów jeszcze zanim się urodziłeś. Zabiłam twojego ojca, bo nie miałam innego wyjścia. W przeciwnym razie on zabiłby i ciebie i twoją matkę.
- Łżesz! – krzyknął – Mój ojciec nigdy by nikogo nie skrzywdził! A już zwłaszcza nie swojego jedynego syna!
Kącik ust Yume drgnął w coś na kształt uśmiechu.
- Tak mało wiesz o życiu… - szepnęła,  by po chwili dodać głośniej – W obecnych czasach interesy przedkładają się nad sprawy rodzinne. Twoja śmierć byłaby jedynie korzyścią. Powinieneś być mi wdzięczny za uratowanie życia, a nie jeszcze mnie ścigać.
Prychnął.
- Żartujesz sobie ze mnie! Moja śmierć nie byłaby…
- Twój ojciec był zadłużony, nie miał z czego oddać, a ty i cała reszta rodziny byliście dla niego tylko ciężarem. Zarżnąłby cię jak zwierzę jeszcze tej samej nocy, gdybym nie interweniowała.
- Zamknij się! – wrzasnął tak głośno, że jego głos przez chwilę był piskliwy jak u małego chłopca – Gówno wiesz, jesteś mordercą! Tak samo jak oni wszyscy! – mówiąc to spojrzał na mnie i na Kakuzu.
Pomimo tego, że chłopak był już na granicy wytrzymałości, ona nadal mówiła spokojnym i opanowanym tonem, jakby to wszystko nie robiło na niej najmniejszego wrażenia.
- Wszyscy jesteśmy mordercami… - prawie szepnęła – Raniąc innych zabijamy samych siebie. Tak bardzo, że po pewnym czasie nic po nas nie zostaje. Wtedy nie dostrzegamy już dobra, liczy się tylko to, co złe. Ból przyćmiewa świadomość…
- Powiedziałem, zamknij się! – złożył pieczęć królika, potem małpy, konia, tygrysa, węża, znów królika, barana, szczura, węża i…
Czyżby element wody?
Kolejność składania pieczęci była bardzo podobna do tej, której używa pan Kisame w jednej wodnej technice. Jednakże…
Smok, ptak, tygrys.
- We krwi ukrycie – powiedział już ciszej, ale nadal drżącym głosem – Technika Ran Otwarcia.
Wyciągnął przed siebie proste ręce, a na jego jasnej skórze prawie natychmiast pojawiły się podłużne uwypuklenia, rosnące z każdą chwilą. Uniosłem brwi. Wyglądało to tak, jakby coś długiego i bardzo cienkiego próbowało rozerwać mu skórę od środka.
Pomijając już to, że nigdy nie słyszałem o tym, by ktoś używał technik we krwi ukrycia. Na ten styl walki natknąłem się wiele lat temu, gdy włamałem się do biblioteki Tsuchikage. Nie dowiedziałem się o tym wiele, jedynie to, że stosowanie tych technik jest niedozwolone, ze względu na wyjątkowe zagrożenie dla życia zarówno przeciwnika, jak i ich użytkownika.
Wybrzuszenia na całej długości rąk, pękły nagle, tworząc otwarte rany, z których obficie wypłynęła krew. Nie spłynęła ona jednak na trawę, lecz zaczęła się kumulować w dwie coraz większe kule tuż pod nadgarstkami Yuki. Chłopak dyszał ciężko, wpatrując się lekko zamglonym wzrokiem w zbierającą się krew. Yume nie odrywała od niego wzroku, nie zamierzając go atakować. Zapewne najchętniej opuściłaby już pole walki.
- Musiało go to wyczerpać – powiedziałem sam do siebie, ale Kakuzu oczywiście to usłyszał.
- Techniki krwi są bardzo wyczerpujące – mruknął w odpowiedzi – Są niczym innym jak nieco ciekawszą wersją najzwyklejszych technik kontroli wody. Krew też jest przecież płynna. Mało kto ich używa ze względu na duże ryzyko. Wystarczy, że wyciągnie się z siebie kilka mililitrów za dużo i można się najzwyczajniej w świecie wykrwawić. Jeśli ten dzieciak potrafi też zapanować nad krwią innych… zwykły śmiertelnik byłby na przegranej pozycji, ale Yume dzięki swoim drewnianym rękom wygra. To los młodego jest przesądzony.
Westchnąłem. Więc jednak ruda będzie musiała go zabić, pomimo że tak bardzo próbowała tego uniknąć.
Gdy Yuka uznał, że wylał z siebie już wystarczająco dużo czerwonej posoki, rozłożył ręce na boki, a krew unosząca się w powietrzu, rozciągnęła się tworząc długą nić.
A więc mógł ją dowolnie formować, wedle własnego uznania…
Gwałtownie złączył dłonie, czemu towarzyszyło klaśnięcie, a cała krew spadła na ziemię. Minimalnie przed powierzchnią trawy zatrzymała się i wręcz podskoczyła w górę, prosto na zdezorientowaną Yume.
… która najwidoczniej nigdy nie słyszała o takich technikach.
Odruchowo chciała przeciąć rzucające się na nią stworzenie(?), ale – co było do przewidzenia – jej katana po prostu przez to przeleciała, nawet tego nie naruszając. Dziewczyna cofnęła się patrząc niepewnie na unoszącą się w powietrzu plamę, która z każdą chwilą robiła się coraz większa i przybierała coraz to różniejsze kształty.
Spojrzałem na chłopaka, który dla bezpieczeństwa stał teraz na gałęzi drzewa. Obie ręce miał wyciągnięte do przodu, jednak nic nie wskazywało na to, by wylewał z siebie więcej krwi. Poruszył dłonią w lewo, a ciecz rozciągnęła się w tę samą stronę.
Jakim cudem on to powiększał…?
- Tego się nie spodziewałaś, co? – zapytał, z tryumfalnym uśmieszkiem na twarzy – Długo czekałem na ten moment i nie zamierzam polec.
Woda…
- I tak nie zamierzałam cię zabić.
Woda jest elementem występującym wszędzie. W powietrzu, ziemi…
- Ale ja zamierzałem zabić ciebie. I zrobię to. Lepiej dla ciebie jeśli nie będziesz się zbytnio stawiać.
Powietrze. Ten dzieciak musiał jakimś cudem pobierać wodę z atmosfery i to nią rozcieńczać krew, przez co cała ta substancja zdawała się rosnąć. Duży wpływ na to miało na pewno jezioro znajdujące się tak blisko nas. Gdyby brał wodę bezpośrednio z niego, na pewno byśmy to zauważyli. Kumulując takie drobinki jakie są zawarte w powietrzu, nie da się tego zobaczyć gołym okiem.
- Nie zamierzałam cię krzywdzić, ale nie dajesz mi innego wyboru…
Yume sięgnęła do kabury przy spodniach dokładnie w momencie, gdy ruchoma krew wystrzeliła nagle do góry, przybierając określoną formę ponad trzymetrowej bestii. Stwór przypominał szkielet wilka. Długie łapy zakończone były ostrymi szponami. Na karku, szyi i ogonie wyrastały kolce, których długość co chwilę się zmieniała, wraz z tym jak stworzenie zdawało się oddychać. Czarne, puste oczodoły przerażająco współgrały z ostrymi jak brzytwa kłami w potężnej paszczy, z której wysuwał się gadzi język.
- Co to, kurwa, jest? – warknąłem, śledząc uważnie każdy ruch potwora.
Ta ogromna plama krwi najwidoczniej żyła swoim życiem…
Yuka klęczał na trawie z rękoma wciąż wyciągniętymi przed siebie – to nimi musiał kontrolować bestię. Cała ta technika wyciągnęła z niego mnóstwo chakry i energii. Nie wyglądał na takiego, który wytrzyma jeszcze długo na polu walki.
Rzeczywiście była to bardzo ryzykowna strategia.
Chłopak odrzucił kilka długich kosmyków opadających mu na oczy i złożył szereg skomplikowanych pieczęci. Monstrum zawyło przeraźliwie, a z jego ciała błyskawicznie wysunął się długi kolec mający przebić Yume na wylot. Ruda odskoczyła na bok unikając śmiertelnego ciosu, ale zanim zdążyła złapać równowagę, kolejny kolec już mknął w jej stronę. Przeskoczyła nad nim robiąc salto i wylądowała na rękach, gdy wielkie łapsko krwawego wilka  połamało pień znajdującego się przed nią drzewa, w drobny mak. Stanęła z powrotem na nogi i odwróciła się w kierunku chłopaka. Ogromna łapa potwora wyciągnęła się w jej stronę z zawrotną prędkością, ale ruda skrzyżowała przedramiona na klatce piersiowej i uderzenie odrzuciło ją do tyłu, zamiast połamać wszystkie kości.
Ramiona marionetki były tutaj naprawdę bardzo przydatne.
Stanęła pewnie na piachu i od razu się pochyliła unikając kolejnego ciosu. Tym razem jednak, kolec nie był ciężki, tak jak poprzednie. Teraz przeciął powietrze lekko, z głośnym świstem, zupełnie jakby był…
- Ostry – mruknął Kakuzu – Cięcie wodą. Ten dzieciak wykonuje kolejne techniki, a ona nic o tym nie wie.  Raz formuje tego potwora by był silny i niszczył, a teraz najwidoczniej zamierza ciąć nim ciąć wszystko dookoła.
Przez moment zapragnąłem zapytać go czy może nie powinniśmy się wtrącić i pomóc Yume, ale zrezygnowałem.
Bardzo kusiło mnie, by rozwalić tego potwora. W końcu nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z czymś takim. Mimo wszystko, musiałem odpuścić. Przerwanie, albo wtrącenie się do honorowego pojedynku byłoby niestosowne nawet dla takiego kryminalisty jak ja.
Sam rozniósłbym każdego, kto spróbowałby sprzątnąć mi Uchihę sprzed nosa…
Ruda upadła na kolana raniona ostrym szponem krwawego wilka. Rana nie była głęboka, ale zapewne bardzo bolesna. Dziewczyna zgromiła spojrzeniem uśmiechniętego Yukę, po czym wyciągnęła przed siebie wyprostowane dłonie. Jedną skierowała na bestię, a drugą na nastolatka. Z wewnętrznych stron jej dłoni wysunęły się po trzy łączone lufy. Otworzyłem usta chcąc coś powiedzieć, ale zanim to zrobiłem, dwa wielkie strumienie ognia wydobyły się z rąk Yume.
Od razu widać było, że to robota Mistrza Sasoriego.
Łączone lufy zaczęły się coraz szybciej obracać, wprawiając strumienie ognia w wirowanie, dzięki czemu zwiększył pole rażenia co najmniej dwukrotnie. Yuka odskoczył na bok ratując się przed spaleniem żywcem, ale nie mógł jednocześnie kontrolować swojego pupilka. Ogień uderzył w niego tworząc mnóstwo pary. Stworzenie zawyło przeraźliwie.
Czarnowłosy uciekając przed morderczym płomieniem, złożył kilka pieczęci.
I wtedy krwawy wilk stał się żywy…
Odepchnął Yume rozciągającą się trzecią łapą, a ogień, którego nie zdążyła wygasić przeleciał tuż obok mnie i Kakuzu. Musieliśmy się nieco odsunąć, by nie zostały z nas dwa węgle.
Ruda wpadła do jeziora z głośnym pluskiem, a potwór pobiegł za nią. W momencie, gdy jego łapy zetknęły się z wodą, urósł pięciokrotnie. Na łbie pojawiły mu się ogromne rogi, a z łopatek wytworzyły się smocze skrzydła. Bestia stanęła na tylnych kończynach i przednią z całej siły uderzyła w wodę, dokładnie w miejscu, gdzie wpadła ruda. Wielka fala wytworzona przez uderzenie zalała całą plażę. Gdy potwór szykował się do kolejnego uderzenia, usłyszeliśmy cichy chichot czarnowłosego.
Kilka kosmyków lepiło mu się do zalanej potem twarzy. Z nosa obficie wypływała mu krew.
Zemsta przeżarła go do szpiku kości…
Yume wystrzeliła nagle, niczym pocisk, z wody, wzbijając się pionowo w powietrze. Spojrzałem na nią z niedowierzaniem i zbliżyłem obraz moim urządzeniem namierzającym. Z tego, co doświadczyłem we wnętrzu świątyni wynikało, że dziewczyna nie może pływać ze względu na wagę ramion wzmocnionych stalowym szkieletem. Powinna się więc już dawno utopić.
Ale ona nadal żyła i miała się całkiem dobrze.
Ręce miała złożone wzdłuż tułowia, rozłożone na taką długość, że dłonie były dopiero przy stopach. Z luf, którymi uprzednio wystrzeliła ogień, tym razem wydobywały się hektolitry wody pod takim ciśnieniem, że mogłyby przecinać skały. Musiała więc wykorzystać ich siłę, by odbić się od dna.
Gdy znalazła się ponad głową krwawego wilka (który nie był już kompletnie czerwony, ale zrobił się bardziej granatowy, zapewne przez rozcieńczenie krwi z wodą), wzięła potężny zamach i wykorzystując grawitację uderzyła z całej siły w sam środek jego czoła, jednocześnie wstrzeliwując w niego senbon. Nie dało jej to wiele, ponieważ stwór i tak nie był w pełni żywą istotą. Zgiął się jednak wpół i ryknął opadając z powrotem na cztery łapy. Dziewczyna zrobiła przewrót na jego łbie i zjechała po jego śliskim kręgosłupie do samego czubka ogona, który leżał przy plaży. Skoczyła na piach i wylądowała miękko na nogach. Przemoczona do suchej nitki wyglądała dość żałośnie, dopiero wtedy widać było jak bardzo jest chuda. Ubranie przylgnęło do jej kościstego ciała uwydatniając każdą nierówność. Żebra były bardzo wyraźnie zarysowane, podobnie jak szybko unosząca się i opadająca klatka piersiowa.
Krwawy wilk obrócił się w jej kierunku i wybiegł z wody, a ona natychmiast rzuciła się biegiem do lasu. Gdy tylko stanął wszystkimi łapami na ziemi, znowu był poprzedniego rozmiaru.
- Dzieciak nie kontroluje w pełni wody… - szepnąłem sam do siebie – On włada tylko krwią.
Yume zatrzymała się gwałtownie kilka kroków za nami i szybko wyciągnęła z kabury niewielki zwój. Zanim stworzenie do niej dobiegło, otworzyła go, złożyła pieczęć i wyszeptała coś pod nosem. W momencie gdy uderzyła otwartą dłonią w środek papirusu, wydobył się z niego gęsty dym. Ostatnią rzeczą, którą zobaczyłem zanim błyskawicznie rozprzestrzeniający się całun pochłonął absolutnie wszystko, był błysk Miraganu w oczach rudej. Więc to nie był zwój z zasłoną dymną.
To był zwój z ciemnością…
Usłyszałem, że dziewczyna znowu rozłożyła swoje ramię i sięgnęła po coś, co leżało niedaleko mnie. Sądząc po głuchym odgłosie, mogły to być jej dwie katany.
Rozległ się nieprzyjemny, ale dobrze znany mi odgłos rozcinanej skóry. A potem ciemność przeszył beznamiętnie pusty głos Yume.
- Powinniśmy wracać. Obudzi się za godzinę, gdy trucizna przestanie działać…