5 lipca 2012

Rozdział piąty

Z ogniska co chwilę wylatywały maleńkie iskierki, unosząc się powoli do góry, by po chwili zgasnąć na zimnym wietrze. Płomienie tańczyły dokładnie tak jak zagrał im wiatr.
Zapiąłem płaszcz na ostatnią zapinkę i postawiłem kołnierz tak, by zakrywał mi jak największą część twarzy. W prawdzie dni na pustyni i w okolicach były wręcz cholernie gorące, ale noce dawały o sobie znać przejmującym chłodem. Nienawidziłem takich klimatów.
Zaraz po zakończonej walce udało nam się dowlec do skraju lasu, co oznaczało, że do siedziby już nie daleko. „Dowlec” dlatego, że z Yume stało się coś dziwnego. Pomimo, że rana w boku wcale nie była jakaś specjalnie groźna, to dziewczyna sprawiała wrażenia takiej, co zaraz umrze. Nawet, gdy znaleźliśmy dogodne miejsce na postój, a mianowicie dużą stojącą skałę, która mogła chronić nas przed wiatrem i deszczem (gdyby zechciał padać poziomo) i siedzieliśmy bezpiecznie ukryci w ciemnym lesie, ona ciągle zachowywała się jak obłąkana. Siedziała przy ognisku uparcie wpatrując się białymi oczami w jeden punkt gdzieś między płomieniami i nie zważając na zimno, czy chociażby nasze towarzystwo, kurczowo zaciskała dłoń na ranie kiwając się lekko w przód i w tył. Co chwilę jej twarz wykrzywiał przerażający uśmiech, który znikał równie szybko, jak się pojawiał. Zauważyłem też, że coś szeptała, jednak nie byłem wstanie odgadnąć co, nawet z ruchu jej warg.
Mistrz Sasori opuścił wnętrze Hiruko i rozcierał kamieniem na miazgę jakieś zielsko.
Za takie określenie „leczniczych ziół” już pewnie dostałbym po głowie…                
Pomimo swojej zwyczajnej maski, za którą zawsze perfekcyjnie ukrywał uczucia, wiedziałem, że coś go martwi.
No może nie tyle martwi, co trapi.
Po tak długim czasie naszej współpracy, nauczyłem się jak zachowuje się w poszczególnych stanach psychicznych. Byłem w stanie wyczytać emocje z jego ruchów, tonu głosu, czy nawet sposobu poruszania się.
Nagle Mistrz wstał i podszedł do wciąż kołyszącej się Yume.Patrzyłem na całą sytuację z zaciekawieniem. Złapał ją delikatnie za ramiona i przytrzymał, by wreszcie przestała się kiwać. Spojrzała na niego powoli odwracając głowę od ogniska. Dopiero wtedy wyszeptała coś, co udało mi się zrozumieć, pomimo dzielącej nas odległości.
- Boli…
Sasori westchnął ciężko, patrząc na nią nieodgadnionym wzrokiem. Naprawdę wydawał się być zdenerwowany.
Pchnął ją gwałtownie tak, że aż przewróciła się na ziemię przykrytą jedynie suchymi już liśćmi. Natychmiast znalazł się przy jej rannym boku, podwinął nieznacznie jej bluzkę i przyłożył wcześniej zmielone zielsko do zakrwawionego boku dziewczyny.
- Już nie będzie boleć – powiedział spokojnie, patrząc jej prosto w oczy.
Może i byłem przewrażliwiony na punkcie zachowań rudej, ale cała ta sytuacja odrobinę mnie zaciekawiła. Niewątpliwie Yume była osobą całkiem silną, takie przynajmniej odniosłem wrażenie. Nijak jednak nie zmieniło to faktu, że panicznie bała się bólu.
Byłem zbyt dobrym obserwatorem, żeby tego nie zauważyć.
Bała się go do tego stopnia, że gdyby nie został on uśmierzony, prawdopodobnie wpadła by w jakiś obłęd. Nawet w tej chwili zdawała się ledwo panować nad tym, co się z nią działo. Ciekawe co takiego musiało się wydarzyć, że ból fizyczny stał się dla niej czymś, z czym nie mogła sobie sama poradzić.
A z resztą co mnie to obchodziło…
Przeniosłem wzrok z powrotem na ognisko wracając do jakże ciekawego zajęcia, jakim było obserwowanie iskier.  

Uczucie beznadziejności zdawało się wyżerać mnie od środka.Wcale nie chciałem tego wszystkiego pamiętać. Naprawdę długo pracowałem nad tym, by zepchnąć te najgorsze wspomnienia w najdalsze zakamarki świadomości, atu proszę! Pojawili się tacy, którzy swoim zachowaniem i kilkoma słowami wyciągnęli je na światło dzienne.
Powoli uniosłem głowę, usiłując skupić się na czymś, co w rzeczywistości znajdowało się wokół mnie. Pech chciał, że w zasięgu mojego wzroku pojawiła się ruda. Sytuacja zdawała się być znowu pod kontrolą, ponieważ dziewczyna już nie kiwała się w przód i w tył szepcząc coś sama do siebie. Teraz przyglądała się drzewom, znajdującym się za moimi plecami. Prawdopodobnie wcale nie widziała lasu, lecz coś zupełnie innego. Myślami była bowiem daleko stąd.
- Nie myśl o przeszłości – powiedziała nagle, przykuwając tym samym uwagę Mistrza, który dotychczas zajęty był czyszczeniem ogona Hiruko z zakrzepłej krwi – Ona przynosi tylko ból, a tego co było, nijak nie można zmienić.
- Łatwo ci mówić – mruknąłem pod nosem, trafnie odgadując,że zwracała się do mnie.
Niejednokrotnie spotykałem się z tego typu radami, jednakże,jak wiadomo, teoria i praktyka nie zawsze idą ze sobą w parze. Najpewniej potrzebowałem czasu, albo po prostu jakiegoś zajęcia. Czegoś co odciągnęłoby moją uwagę.
Albo mi się zdawało, albo Yume cicho prychnęła słysząc moje słowa.
- Zdziwiłbyś się…
- I co? – warknąłem – Masz zamiar teraz mówić mi co mam robić i rozpatrywać MOJĄ przeszłość? To, co się wydarzyło jest tylko i wyłącznie moją sprawą i nie masz prawa się wtrącać, rozumiesz? Więc stul pysk,zanim cię go pozbawię.
Zamilkła. Nareszcie.
Zdawałem sobie sprawę z tego, że nie chciała powiedzieć niczego niestosownego, jednak emocje znowu wzięły nade mną górę. Jak zawsze z resztą.Poza tym było w tej dziewczynie coś, co niemiłosiernie mnie irytowało. Nie potrafiłem powiedzieć co, ale za każdym razem gdy na mnie patrzyła, czy kiedy do mnie mówiła głosem pełnym głęboko skrywanego smutku, zwyczajnie doprowadzała mnie do szału. Nie chciałem jej słuchać, ani na nią patrzeć. Przeszkadzała mi.
Ot tak, po prostu.

- Widzisz w ciemności – bardziej stwierdziłem niż zapytałem,przerywając ponad godzinną ciszę – To jest ta wielka tajemnica twoich oczu?
Usłyszałem jak głośno przełknęła ślinę.
- To moje kekkei genkai – zaczęła cicho, po czym wskazała nieznacznie na swoje oczy – To Miragan. Lustrzane Oczy.
Moje brwi powędrowały w górę, w geście zdziwienia. Nazwa tanie była mi obca, ale też nie potrafiłem powiedzieć o niej niczego konkretnego.Słyszałem, że podobno jest to jedno z najbardziej „niekorzystnych” dla posiadacza, kekkei genkai. Szczegółów nie znałem.
- Yume – chłodny głos Sasoriego zwrócił moją uwagę – Musisz przemyć ranę. Niedaleko na północ powinno być źródło.
- Dobrze, Mistrzu – wstała, otrzepała spodenki z piasku i już po chwili zniknęła wśród egipskich ciemności panujących w lesie.
Niezwykłe było to, że nawet w takich warunkach nie potrzebowała światła, by gdziekolwiek dotrzeć.
Lalkarz tymczasem usiadł pod wielką skałą, opierając się o nią plecami. Popatrzył na mnie swoimi orzechowymi oczami. Po raz kolejny zirytowało mnie to, że nie byłem w stanie wyczytać z nich co aktualnie myśli,czy chociażby jaki ma do mnie, na chwilę obecną, stosunek.
- Z Miraganem spotkaliśmy się podczas jednej z pierwszych naszych wspólnych misji – powiedział takim tonem, jakby mówił sam do siebie –Wiem, że widziałeś tamtego mężczyznę w zaułku. Jego wzrok cię przyciągnął,prawda?
- Wbił mu pan metalowy pręt między oczy. Pamiętam –odpowiedziałem znudzonym głosem.
- Musiałem go zabić, bo użył na tobie swojego kekkei genkai.
Uśmiechnąłem się niedowierzająco. Chyba jednak bym o takim fakcie wiedział!
- Miragan, poza zdolnością widzenia w ciemności, działa na podstawie lustra. Stąd też nazwa. Oczy te, ze względu na ogromną powierzchnię źrenicy, są wyjątkowo wrażliwe na światło słoneczne, dlatego wszyscy jego posiadacze są ślepi w dzień. Gdyby ich nie dezaktywowali, straciliby wzrok permanentnie i to w bardzo bolesny sposób. Posiadacz tego kekkei genkai może zobaczyć przeszłość osoby, której spojrzy w oczy. Nikomu jeszcze nie udało się nad tym zapanować, a, jak sam dobrze wiesz, nie każdy miał wesołe życie. Ten mężczyzna zobaczył wszystko, co wydarzyło się przez wszystkie lata twojego istnienia, wciągu ułamka sekundy. Razem z tym, co wiedziałeś o Akatsuki, rzecz jasna…
Po raz kolejny doszedłem do wniosku, że Sasori jest jednak niezwykle inteligentną osobą. Pomimo pozorów, jakie stwarzał siedząc ciągle w swojej pracowni i konstruując marionetki, wiedział naprawdę dużo o rzeczach, o których nawet nie przyszłoby mi do głowy zapytać. Możliwe, że była to kwestia oczytania. Niewątpliwie bardzo lubił czytać. Gdy tylko robił sobie przerwę wrzeźbieniu, zabierał się za studiowanie jakiś zwojów, czy starych ksiąg.Niejednokrotnie widziałem jak podczas misji wykradał kilka z pobliskich bibliotek.
- Właśnie dlatego Yume unika kontaktu wzrokowego, gdy jej oczy są aktywowane. Kiedyś, bardzo dawno temu, zobaczyła przeszłość jednego człowieka. Nigdy nikomu nie powiedziała o szczegółach tej wizji, jednakże wywarło to na niej tak wielkie piętno, że stała się obłąkana…
Ciszę, która zapadła po ostatnim stwierdzeniu zakłócały jedynie trzaski ogniska i głuche pohukiwanie sów ukrytych gdzieś między gałęziami drzew.
Od początku wiedziałem, że z tą dziewczyną coś jest nie tak.Jej zachowanie, sposób w jaki mówiła, nagłe zmiany nastawienia, to wszystko wydawało mi się być nazbyt nienaturalne.
- Czyli… ona jest chora psychicznie? – nieświadomie zapytałem ciszej, zupełnie jakbym obawiał się, że Yume mnie usłyszy.
Mistrz przytaknął – Od kilku ładnych lat. To, co zobaczyła w umyśle tamtego mężczyzny doszczętnie zrujnowało jej psychikę. Z pozoru zachowuje się normalnie, ale możliwe, że już niedługo przekonasz się jaka jest jej prawdziwa osobowość, czy też… to co z niej zostało.
Poruszyłem się niespokojnie. Miałem okazję poznać jedną obłąkaną osobę i jakoś nie uśmiechało mi się nawiązywanie większej ilości takich znajomości.
- Nie obawiacie się, że któregoś dnia coś jej odwali i po prostu zdradzi Akatsuki? W końcu po takich nigdy nie wiadomo czego się spodziewać – zapytałem wstając i dorzucając do gasnącego powoli ogniska kilka większych patyków.
- Jest niezrównoważona, ale nie głupia. Ma rodzinę, którą musi chronić, a współpraca z nami jest niezbędna. Poza tym wycofanie się z naszego układu nie dałoby jej nic poza śmiercią zarówno dla niej, jak i jej bliskich.
- Jest niezła – stwierdziłem z powrotem siadając na ziemi –Szkoda byłoby tracić kogoś takiego, skoro przynosi zysk już od tak długiego czasu. Jej rodzina może kiedyś okazać się przeszkodą.
Na twarzy Mistrza przez moment pojawiło się coś na kształt delikatnego uśmiechu. Choć równie dobrze mogło mi się tylko wydawać.
- W teorii nie wiemy kim jest jej rodzina, ani gdzie się znajduje. Przynajmniej ona tak sądzi. Naprawdę, jednak cały czas śledzimy każdy ich ruch. Nie są nawet shinobi.
Uśmiechnąłem się w sposób, który Sasori zwykł nazywać sadystycznym.
- Nie mniej – kontynuował – Zdrada z jej strony jest ostatnią rzeczą, której bym się spodziewał. Ze względu na mnie.
Popatrzyłem na niego pytająco.
- Kiedyś się dowiesz. Na razie… - wstał i podszedł do Hiruko- …nie musisz obawiać się niczego złego z jej strony. Jej nagłe zmiany nastrojów, czy nawet osobowości, nie są szkodliwe.
Prychnąłem. Gdybym tylko chciał, jej wnętrzności już leżałyby porozwalane po całym lesie, a on mi mówi, że nie muszę się JEJ bać?Niedoczekanie.
- Byłbym głupcem, gdybym nie zapytał. Kim ona dla pana jest?
Nie odpowiedział. Zamknął się jedynie we wnętrzu Hiruko nie posyłając mi nawet jednego marnego spojrzenia. Nie minęła minuta, a z lasu wyszła Yume, trzymając w rękach okrągły kamień z wydrążoną dziurą wypełniony krystaliczną wodą. Gdyby nie to, czego byłem świadkiem jeszcze kilka godzin temu, zdziwiłbym się, że zwyczajna dziewczyna jest w stanie unieść tak ciężki głaz.
A właśnie. Jej ręce…
W swoim niezbyt długim życiu widziałem naprawdę wiele,jednak jeszcze nie spotkałem nikogo, kto przy swojej normalnej sile fizycznej był w stanie wyłamać żebra i przebić na wylot ludzkie ciało, gołą ręką. Żeby tego dokonać potrzebne było użycie jakieś techniki, lub też…
Wstałem, gdy postawiła kamień na ziemi. Podszedłem do niej powoli, dyskretnie wyciągając kunai z kabury. Kiedy się wyprostowała i popatrzyła na mnie, gwałtownie złapałem ją za prawe przedramię, przyciągnąłem do siebie i w całej siły wbiłem ostrze w okolice nadgarstka.
Nic.
Ani kropli krwi, ani krzyku, kompletnie nic.
Popatrzyła na mnie. Nawet nie drgnęła jej warga.
- Wiedziałem – odparłem dumnie, uśmiechając się szeroko – Powiedz Yume… - szepnąłem tuż przy jej uchu, powoli przejeżdżając wciąż wbitym w nią kunai, wzdłuż jej ręki rozcinając ja jeszcze bardziej – Ile jeszcze części swojego ciała pozwoliłaś zamienić na części marionetek Mistrza Sasoriego?
Usłyszałem, jak przełknęła ślinę. Już otwierałem usta, by powiedzieć coś jeszcze, ale silny ucisk na ręku i gwałtowne wyszarpnięcie ostrza z ciała (o ile można tak powiedzieć) rudej, spowodowały, że zaniechałem tej próby. Popatrzyłem prosto w oczy Lalkarza. Wydawał się być niezbyt zadowolony z faktu, że odkryłem jej tajemnicę. Posłałem mu ironiczny uśmiech uwalniając nadgarstek z jego uścisku.
- Ona jest po części ludzką marionetką, mam rację? Zamienił pan jej ręce na ramiona marionetek – przeniosłem wzrok na nieco zdezorientowaną dziewczynę; nie wiedziała co mówić – I ty się na to dobrowolnie zgodziłaś?Powiedz, co jeszcze oddałaś w imię tej jego pierdolonej sztuki!
Wcale nie zależało mi na jej istnieniu. Nie obchodziła mnie ona i to, co robi ze swoim ciałem. Irytowało mnie jedynie to, że zgodziła się pozbyć części siebie dla czegoś tak żałosnego, jak jego pogląd na świat.Przecież to, że mogła się zmieniać było najcudowniejszą rzeczą, jaką otrzymała.Mogła przeminąć, pozostawiając ślad swojego istnienia w umysłach innych. Mogła cieszyć się z każdej chwili życia. Mogła…
Tyle mogła, ale zrezygnowała z tego wszystkiego, na rzecz pozostania wieczną, stałą, niezmienioną. Przynajmniej większość jej ciała pozostała prawdziwa, ale nigdy nie wiadomo na ile. Skoro już poświęciła część siebie, dlatego nie miałaby zrobić tego kolejny raz, i kolejny…
- Nie wtrącaj się do jej życia – warknął Sasori – To był w pełni świadomy wybór. Ja do niczego jej nie zmusiłem.
Otworzyła usta, ale nie wypłynęły z nich żadne słowa. Wbiła paznokcie w lewe ramię i zaczęła zrywać z niego substancję mającą na celu imitowanie prawdziwej skóry. Tuż pod nią znajdowało się najprawdziwsze,starannie wykończone drewno. Po chwili zrobiła to samo z prawą ręką.
Faktycznie, oba jej ramiona były dokładnie takie same, jak Sasoriego, gdy był w swojej prawdziwej postaci.
- Jesteś tchórzem – prychnąłem patrząc z pogardą na jej w połowie tylko prawdziwe ciało – Tylko tchórze uciekają przed śmiercią. A ty chcesz uciec zarówno przed życiem, jak i przed śmiercią.

W gabinecie Lidera Akatsuki panował półmrok, rozświetlany jedynie światłem niedużej świecy stojącej na biurku. Gdyby nie ona, niemożliwym stałoby się zobaczenie czubka własnego nosa. Za każdym razem gdy przyszło mi odbyć poważną rozmowę ze swoim „pracodawcą”, czułem się nieco niekomfortowo.Tak samo jak wszyscy inni, zresztą. Nie bez powodu, gabinet Lidera uchodził za najbardziej ponure miejsce w całej siedzibie. Cienie rzucane przez maleńką świecę nie poruszały się tak, jak powinny. Często widziałem jak płomień przechylał się w jedną stronę, a cień w drugą. Ostatnimi czasy odnosiłem nawet wrażenie, że niektóre z nich przybierały całkiem realistyczne kształty i chodziły po ścianie kiedy i jak chciały. Nikt jednak nie śmiał pytać co było powodem tych złudzeń.
Chociaż, kto powiedział, że to złudzenia…?
Na ścianach wisiały przeróżne mapy, przedstawiające poszczególne części świata. Największa z nich, na której ponaznaczane były różne punkty i linie, znajdowała się naprzeciwko drzwi wejściowych. Na podłodze z reguły leżały wycinki z różnych gazet, czy ogłoszeń, które prawdopodobnie przynosił Zetsu. Większość z nich pozakreślana była atramentem.
Sam pan i władca całego tego bałaganu siedział zgarbiony nadpękniętym ze starości biurkiem i uważnie studiował jakiś zwój. Jego oczy zdawały się w ogóle nie poruszać po linijkach tekstu.
Pain, jak zwykł siebie nazywać nasz szef, nie lubił towarzystwa. Jeśli więc ktokolwiek był do niego wzywany, oznaczało to naprawdę ważny powód. Nawet raporty zdawane po każdej misji przekazywane mu były przez Konan. Nikt prócz niej nie miał prawa zakłócać jego spokoju.
Mistrz Sasori powoli otworzył drzwi nie chcąc robić zbędnego hałasu. Jak zawsze po przekroczeniu progu tego pomieszczenia, w moje nozdrza uderzył silny zapach stęchlizny, starych książek i strachu. Tak, zdecydowanie strach był dominującą tam wonią…
Przez całą drogę do siedziby Yume ani razu nie aktywowała swoich oczu, ponieważ – jak sama twierdziła – położenie naszej kryjówki powinno pozostać ściśle tajne, nawet dla niej. Dopiero, gdy znaleźliśmy się w środku,jej oczy stały się na powrót czarne.
Mistrz już otwierał usta, by coś powiedzieć, ale Lider go wyprzedził.
- Zdawało mi się, że termin jest dopiero za miesiąc.
Yume drgnęła nieznacznie. Bała się go całym ciałem i duszą.Widziałem to aż nazbyt wyraźnie.
- Pain-sama – skłoniła się nisko i dopiero wtedy Lider zaszczycił ją spojrzeniem Oczu Samsary, najwyraźniej niszcząc tym samym cały jej zapał do mówienia – Pojawiły się małe komplikacje… - dodała po chwili milczenia, szeptem.
- Komplikacje mówisz… - wstał nagle z obdartego już fotela,który za czasów swojej świetności zapewne pokryty był czerwonym płótnem.
Widząc jego reakcję, dziewczyna automatycznie cofnęła się o krok, nie spuszczając wzroku z podłogi, bojąc się nawet patrzeć mu w oczy.Niewątpliwie z aury Paina biła wyjątkowa siła, która sprawiała, że ludzie bezwzględnie mu się podporządkowywali. Pomimo, że prawdopodobnie nikt z Akatsuki nie poznał jego prawdziwych zdolności, wszyscy traktowali go z należytym szacunkiem. Nie bez powodu przecież uważany był za samego Boga.
- Tak – z każdą chwilą w jej głosie brakło pewności siebie.
Lider spojrzał na mnie i w ciągu ułamka sekundy w moim umyśle pojawiła się krótka rzetelna informacja. „Idź po Kakuzu.”
Straszne. Nawet jego głos w mojej głowie nie znosił sprzeciwów.
Przytaknąłem nieznacznie, w myślach mając jednak wielką ochotę powiedzieć mu, że nie jestem chłopcem na posyłki. Wielokrotnie obiecywałem sobie, że to zrobię, chociażby po to, by sprawdzić do czego jest zdolny, ale za każdym razem gdy dochodziło do stosownej do tego sytuacji, jego „Boska” aura skutecznie wybijała mi takie pomysły z głowy. Może to i nawet lepiej…
Otworzyłem drzwi, przez przypadek nimi w kogoś uderzając.Pech chciał, że w całym Akatsuki byłem najdrobniejszej budowy, więc siła uderzenia podziałała bardziej na mnie niż na stojącego po drugiej stronie…
- Kakuzu, właśnie miałem po ciebie iść – powiedziałem z sarkastyczną radością, patrząc w jego zielone oczy. Był ode mnie wyższy o głowę, więc żeby tego dokonać musiałem spojrzeć nieco w górę. Cholernie mnie to irytowało.
Brunet bez słowa wyminął mnie w progu przy okazji„niechcący” szturchając barkiem w ramię. Spiorunowałem go wzrokiem, ale nie skomentowałem tego. Jeszcze kiedyś nadarzy się okazja by się odegrać, nie ma problemu.
- Jakie więc komplikacje uniemożliwiły ci wykonywanie pracy?– zapytał Lider opierając się biodrem o biurko i krzyżując ręce na klatce piersiowej; obdarzył rudą takim spojrzeniem, że aż przez moment zrobiło mi się jej szkoda. Z pewnością nie był zadowolony z jej przybycia.
- Zrobiło się zbyt głośno – odparła, patrząc ukradkiem na Kakuzu – Bardzo dużo zleceń w bardzo krótkim czasie. Dużo ludzi mnie szuka, dlatego…
- Nie postarałaś się… - mruknął biorąc z biurka lekko zakrzywiony gwóźdź i obracając nim w dłoni. Na mój gust wyglądało to jak groźba.
- To nie tak – odpowiedziała szybko, rzucając mu błagalne spojrzenie – Poza tym umowa obejmowała także moją ochronę.
Pain zamyślił się na chwilę, wyginając gwóźdź jeszcze bardziej, dwoma palcami.
- Umowa obejmowała ochronę ciebie w razie sytuacji zagrażającej twojemu życiu. Jeśli więc ktokolwiek cię zabije, nie musisz się martwić, my go dorwiemy i wykończymy…
Yume przełknęła ślinę. Chyba gdy zgadzała się na to wszystko, nie wiedziała, że Lider bardzo lubi „haczyki”.
- Jednakże… - usiłowała bronić swoich racji, ale przerwał jej Kakuzu.
- To nie hotel.
Te trzy słowa sprawiły, że na dłuższą chwilę w gabinecie zapadła kompletna cisza.
Nagle Yume wstała i odpięła od paska kilka prostokątnych metalowych pudełek. Położyła je na biurku, a trzy z nich wręczyła Kakuzu. Dla siebie wzięła jedno, natomiast resztę podsunęła do Paina, który patrzył na to wszystko znudzonym wzrokiem.
- Proszę – powiedziała – To wszystko co udało mi się zarobićw ciągu ostatniego miesiąca. Tak jak się umawialiśmy, 70% na organizację, 20%dla skarbnika i 10% dla mnie. Potrzebuję na chwilę zniknąć, inaczej szybko mnie dorwą. Wystarczą mi góra dwa tygodnie schronienia.
Kakuzu otworzył jedno z otrzymanych pudełek. Wypełnione było banknotami po same brzegi, a nawet bardziej. Na jego twarzy pojawił się nieznaczny uśmiech.
Więc tak wyglądał podział łupów. Nie byłem pewien, czy ja zgodziłbym się na coś takiego. W końcu przysługiwała jej najmniejsza część, a to ona odwalała całą robotę.
- Potrzebuję się tu zatrzymać na jakiś czas. Gdy wszystko ucichnie, odejdę. Tymczasem nie mogę dawać o sobie znać – dalej próbowała przekonać Paina.
On tylko westchnął ciężko, odkładając gwóźdź z powrotem na biurko.
- Niech ci będzie – odparł w końcu – Licz się jednak z tym,że pasożytem tu nie będziesz. Przydzielę ci kilka misji, na których będziesz musiała wykazywać się stuprocentową skutecznością. W przeciwnym razie,skończysz u Raikage – na te słowa, Yume przełknęła głośno ślinę – Wystarczy, że zabijesz dla mnie kilka osób i uznam, że cała ta zabawa nie miała miejsca.
Ruda popatrzyła na niego z przerażeniem. Trąciłem Mistrza Sasoriego w rękę, oczekując wyjaśnień na taką reakcję. W końcu była mordercą,kilka osób w tą czy w tamtą nie powinno robić jej większej różnicy. Lalkarz dyskretnie nachylił się do mnie tak, by nie przerywać negocjacji pozostałej trójki.
- Yume nie zabija przypadkowych osób – szepnął - To morderca, który postawił sobie za cel zlikwidowanie wszystkich innych morderców.