Z ogniska co chwilę wylatywały maleńkie
iskierki, unosząc się powoli do góry, by po chwili zgasnąć na zimnym wietrze.
Płomienie tańczyły dokładnie tak jak zagrał im wiatr.
Zapiąłem
płaszcz na ostatnią zapinkę i postawiłem kołnierz tak, by zakrywał mi jak największą
część twarzy. W prawdzie dni na pustyni i w okolicach były wręcz cholernie
gorące, ale noce dawały o sobie znać przejmującym chłodem. Nienawidziłem takich
klimatów.
Zaraz
po zakończonej walce udało nam się dowlec do skraju lasu, co oznaczało, że do
siedziby już nie daleko. „Dowlec” dlatego, że z Yume stało się coś dziwnego.
Pomimo, że rana w boku wcale nie była jakaś specjalnie groźna, to dziewczyna
sprawiała wrażenia takiej, co zaraz umrze. Nawet, gdy znaleźliśmy dogodne
miejsce na postój, a mianowicie dużą stojącą skałę, która mogła chronić nas
przed wiatrem i deszczem (gdyby zechciał padać poziomo) i siedzieliśmy
bezpiecznie ukryci w ciemnym lesie, ona ciągle zachowywała się jak obłąkana.
Siedziała przy ognisku uparcie wpatrując się białymi oczami w jeden punkt
gdzieś między płomieniami i nie zważając na zimno, czy chociażby nasze
towarzystwo, kurczowo zaciskała dłoń na ranie kiwając się lekko w przód i w
tył. Co chwilę jej twarz wykrzywiał przerażający uśmiech, który znikał równie
szybko, jak się pojawiał. Zauważyłem też, że coś szeptała, jednak nie byłem
wstanie odgadnąć co, nawet z ruchu jej warg.
Mistrz
Sasori opuścił wnętrze Hiruko i rozcierał kamieniem na miazgę jakieś zielsko.
Za
takie określenie „leczniczych ziół” już pewnie dostałbym po
głowie…
Pomimo
swojej zwyczajnej maski, za którą zawsze perfekcyjnie ukrywał uczucia,
wiedziałem, że coś go martwi.
No
może nie tyle martwi, co trapi.
Po
tak długim czasie naszej współpracy, nauczyłem się jak zachowuje się w
poszczególnych stanach psychicznych. Byłem w stanie wyczytać emocje z jego
ruchów, tonu głosu, czy nawet sposobu poruszania się.
Nagle
Mistrz wstał i podszedł do wciąż kołyszącej się Yume.Patrzyłem na całą sytuację
z zaciekawieniem. Złapał ją delikatnie za ramiona i przytrzymał, by wreszcie
przestała się kiwać. Spojrzała na niego powoli odwracając głowę od ogniska.
Dopiero wtedy wyszeptała coś, co udało mi się zrozumieć, pomimo dzielącej nas
odległości.
-
Boli…
Sasori
westchnął ciężko, patrząc na nią nieodgadnionym wzrokiem. Naprawdę wydawał się
być zdenerwowany.
Pchnął
ją gwałtownie tak, że aż przewróciła się na ziemię przykrytą jedynie suchymi
już liśćmi. Natychmiast znalazł się przy jej rannym boku, podwinął nieznacznie
jej bluzkę i przyłożył wcześniej zmielone zielsko do zakrwawionego boku
dziewczyny.
-
Już nie będzie boleć – powiedział spokojnie, patrząc jej prosto w oczy.
Może
i byłem przewrażliwiony na punkcie zachowań rudej, ale cała ta sytuacja
odrobinę mnie zaciekawiła. Niewątpliwie Yume była osobą całkiem silną, takie
przynajmniej odniosłem wrażenie. Nijak jednak nie zmieniło to faktu, że
panicznie bała się bólu.
Byłem
zbyt dobrym obserwatorem, żeby tego nie zauważyć.
Bała
się go do tego stopnia, że gdyby nie został on uśmierzony, prawdopodobnie
wpadła by w jakiś obłęd. Nawet w tej chwili zdawała się ledwo panować nad tym,
co się z nią działo. Ciekawe co takiego musiało się wydarzyć, że ból fizyczny
stał się dla niej czymś, z czym nie mogła sobie sama poradzić.
A
z resztą co mnie to obchodziło…
Przeniosłem
wzrok z powrotem na ognisko wracając do jakże ciekawego zajęcia, jakim było
obserwowanie iskier.
Uczucie
beznadziejności zdawało się wyżerać mnie od środka.Wcale nie chciałem tego
wszystkiego pamiętać. Naprawdę długo pracowałem nad tym, by zepchnąć te
najgorsze wspomnienia w najdalsze zakamarki świadomości, atu proszę! Pojawili
się tacy, którzy swoim zachowaniem i kilkoma słowami wyciągnęli je na światło
dzienne.
Powoli
uniosłem głowę, usiłując skupić się na czymś, co w rzeczywistości znajdowało
się wokół mnie. Pech chciał, że w zasięgu mojego wzroku pojawiła się ruda.
Sytuacja zdawała się być znowu pod kontrolą, ponieważ dziewczyna już nie kiwała
się w przód i w tył szepcząc coś sama do siebie. Teraz przyglądała się drzewom,
znajdującym się za moimi plecami. Prawdopodobnie wcale nie widziała lasu, lecz
coś zupełnie innego. Myślami była bowiem daleko stąd.
-
Nie myśl o przeszłości – powiedziała nagle, przykuwając tym samym uwagę
Mistrza, który dotychczas zajęty był czyszczeniem ogona Hiruko z zakrzepłej
krwi – Ona przynosi tylko ból, a tego co było, nijak nie można zmienić.
-
Łatwo ci mówić – mruknąłem pod nosem, trafnie odgadując,że zwracała się do
mnie.
Niejednokrotnie
spotykałem się z tego typu radami, jednakże,jak wiadomo, teoria i praktyka nie zawsze
idą ze sobą w parze. Najpewniej potrzebowałem czasu, albo po prostu jakiegoś
zajęcia. Czegoś co odciągnęłoby moją uwagę.
Albo
mi się zdawało, albo Yume cicho prychnęła słysząc moje słowa.
-
Zdziwiłbyś się…
-
I co? – warknąłem – Masz zamiar teraz mówić mi co mam robić i rozpatrywać MOJĄ
przeszłość? To, co się wydarzyło jest tylko i wyłącznie moją sprawą i nie masz
prawa się wtrącać, rozumiesz? Więc stul pysk,zanim cię go pozbawię.
Zamilkła.
Nareszcie.
Zdawałem
sobie sprawę z tego, że nie chciała powiedzieć niczego niestosownego, jednak
emocje znowu wzięły nade mną górę. Jak zawsze z resztą.Poza tym było w tej
dziewczynie coś, co niemiłosiernie mnie irytowało. Nie potrafiłem powiedzieć
co, ale za każdym razem gdy na mnie patrzyła, czy kiedy do mnie mówiła głosem
pełnym głęboko skrywanego smutku, zwyczajnie doprowadzała mnie do szału. Nie
chciałem jej słuchać, ani na nią patrzeć. Przeszkadzała mi.
Ot
tak, po prostu.
-
Widzisz w ciemności – bardziej stwierdziłem niż zapytałem,przerywając ponad
godzinną ciszę – To jest ta wielka tajemnica twoich oczu?
Usłyszałem
jak głośno przełknęła ślinę.
-
To moje kekkei genkai – zaczęła cicho, po czym wskazała nieznacznie na swoje
oczy – To Miragan. Lustrzane Oczy.
Moje
brwi powędrowały w górę, w geście zdziwienia. Nazwa tanie była mi obca, ale też
nie potrafiłem powiedzieć o niej niczego konkretnego.Słyszałem, że podobno jest
to jedno z najbardziej „niekorzystnych” dla posiadacza, kekkei genkai.
Szczegółów nie znałem.
-
Yume – chłodny głos Sasoriego zwrócił moją uwagę – Musisz przemyć ranę.
Niedaleko na północ powinno być źródło.
-
Dobrze, Mistrzu – wstała, otrzepała spodenki z piasku i już po chwili zniknęła
wśród egipskich ciemności panujących w lesie.
Niezwykłe
było to, że nawet w takich warunkach nie potrzebowała światła, by gdziekolwiek
dotrzeć.
Lalkarz
tymczasem usiadł pod wielką skałą, opierając się o nią plecami. Popatrzył na
mnie swoimi orzechowymi oczami. Po raz kolejny zirytowało mnie to, że nie byłem
w stanie wyczytać z nich co aktualnie myśli,czy chociażby jaki ma do mnie, na
chwilę obecną, stosunek.
-
Z Miraganem spotkaliśmy się podczas jednej z pierwszych naszych wspólnych misji
– powiedział takim tonem, jakby mówił sam do siebie –Wiem, że widziałeś tamtego
mężczyznę w zaułku. Jego wzrok cię przyciągnął,prawda?
-
Wbił mu pan metalowy pręt między oczy. Pamiętam –odpowiedziałem znudzonym
głosem.
-
Musiałem go zabić, bo użył na tobie swojego kekkei genkai.
Uśmiechnąłem
się niedowierzająco. Chyba jednak bym o takim fakcie wiedział!
-
Miragan, poza zdolnością widzenia w ciemności, działa na podstawie lustra. Stąd
też nazwa. Oczy te, ze względu na ogromną powierzchnię źrenicy, są wyjątkowo
wrażliwe na światło słoneczne, dlatego wszyscy jego posiadacze są ślepi w
dzień. Gdyby ich nie dezaktywowali, straciliby wzrok permanentnie i to w bardzo
bolesny sposób. Posiadacz tego kekkei genkai może zobaczyć przeszłość osoby,
której spojrzy w oczy. Nikomu jeszcze nie udało się nad tym zapanować, a, jak
sam dobrze wiesz, nie każdy miał wesołe życie. Ten mężczyzna zobaczył wszystko,
co wydarzyło się przez wszystkie lata twojego istnienia, wciągu ułamka sekundy.
Razem z tym, co wiedziałeś o Akatsuki, rzecz jasna…
Po
raz kolejny doszedłem do wniosku, że Sasori jest jednak niezwykle inteligentną
osobą. Pomimo pozorów, jakie stwarzał siedząc ciągle w swojej pracowni i
konstruując marionetki, wiedział naprawdę dużo o rzeczach, o których nawet nie
przyszłoby mi do głowy zapytać. Możliwe, że była to kwestia oczytania.
Niewątpliwie bardzo lubił czytać. Gdy tylko robił sobie przerwę wrzeźbieniu,
zabierał się za studiowanie jakiś zwojów, czy starych ksiąg.Niejednokrotnie
widziałem jak podczas misji wykradał kilka z pobliskich bibliotek.
-
Właśnie dlatego Yume unika kontaktu wzrokowego, gdy jej oczy są aktywowane.
Kiedyś, bardzo dawno temu, zobaczyła przeszłość jednego człowieka. Nigdy nikomu
nie powiedziała o szczegółach tej wizji, jednakże wywarło to na niej tak
wielkie piętno, że stała się obłąkana…
Ciszę,
która zapadła po ostatnim stwierdzeniu zakłócały jedynie trzaski ogniska i
głuche pohukiwanie sów ukrytych gdzieś między gałęziami drzew.
Od
początku wiedziałem, że z tą dziewczyną coś jest nie tak.Jej zachowanie, sposób
w jaki mówiła, nagłe zmiany nastawienia, to wszystko wydawało mi się być nazbyt
nienaturalne.
-
Czyli… ona jest chora psychicznie? – nieświadomie zapytałem ciszej, zupełnie
jakbym obawiał się, że Yume mnie usłyszy.
Mistrz
przytaknął – Od kilku ładnych lat. To, co zobaczyła w umyśle tamtego mężczyzny
doszczętnie zrujnowało jej psychikę. Z pozoru zachowuje się normalnie, ale
możliwe, że już niedługo przekonasz się jaka jest jej prawdziwa osobowość, czy
też… to co z niej zostało.
Poruszyłem
się niespokojnie. Miałem okazję poznać jedną obłąkaną osobę i jakoś nie
uśmiechało mi się nawiązywanie większej ilości takich znajomości.
-
Nie obawiacie się, że któregoś dnia coś jej odwali i po prostu zdradzi
Akatsuki? W końcu po takich nigdy nie wiadomo czego się spodziewać – zapytałem
wstając i dorzucając do gasnącego powoli ogniska kilka większych patyków.
-
Jest niezrównoważona, ale nie głupia. Ma rodzinę, którą musi chronić, a
współpraca z nami jest niezbędna. Poza tym wycofanie się z naszego układu nie
dałoby jej nic poza śmiercią zarówno dla niej, jak i jej bliskich.
-
Jest niezła – stwierdziłem z powrotem siadając na ziemi –Szkoda byłoby tracić
kogoś takiego, skoro przynosi zysk już od tak długiego czasu. Jej rodzina może
kiedyś okazać się przeszkodą.
Na
twarzy Mistrza przez moment pojawiło się coś na kształt delikatnego uśmiechu.
Choć równie dobrze mogło mi się tylko wydawać.
-
W teorii nie wiemy kim jest jej rodzina, ani gdzie się znajduje. Przynajmniej
ona tak sądzi. Naprawdę, jednak cały czas śledzimy każdy ich ruch. Nie są nawet
shinobi.
Uśmiechnąłem
się w sposób, który Sasori zwykł nazywać sadystycznym.
-
Nie mniej – kontynuował – Zdrada z jej strony jest ostatnią rzeczą, której bym
się spodziewał. Ze względu na mnie.
Popatrzyłem
na niego pytająco.
-
Kiedyś się dowiesz. Na razie… - wstał i podszedł do Hiruko- …nie musisz obawiać
się niczego złego z jej strony. Jej nagłe zmiany nastrojów, czy nawet
osobowości, nie są szkodliwe.
Prychnąłem.
Gdybym tylko chciał, jej wnętrzności już leżałyby porozwalane po całym lesie, a
on mi mówi, że nie muszę się JEJ bać?Niedoczekanie.
-
Byłbym głupcem, gdybym nie zapytał. Kim ona dla pana jest?
Nie
odpowiedział. Zamknął się jedynie we wnętrzu Hiruko nie posyłając mi nawet
jednego marnego spojrzenia. Nie minęła minuta, a z lasu wyszła Yume, trzymając
w rękach okrągły kamień z wydrążoną dziurą wypełniony krystaliczną wodą. Gdyby
nie to, czego byłem świadkiem jeszcze kilka godzin temu, zdziwiłbym się, że
zwyczajna dziewczyna jest w stanie unieść tak ciężki głaz.
A
właśnie. Jej ręce…
W
swoim niezbyt długim życiu widziałem naprawdę wiele,jednak jeszcze nie
spotkałem nikogo, kto przy swojej normalnej sile fizycznej był w stanie wyłamać
żebra i przebić na wylot ludzkie ciało, gołą ręką. Żeby tego dokonać potrzebne
było użycie jakieś techniki, lub też…
Wstałem,
gdy postawiła kamień na ziemi. Podszedłem do niej powoli, dyskretnie wyciągając
kunai z kabury. Kiedy się wyprostowała i popatrzyła na mnie, gwałtownie
złapałem ją za prawe przedramię, przyciągnąłem do siebie i w całej siły wbiłem
ostrze w okolice nadgarstka.
Nic.
Ani
kropli krwi, ani krzyku, kompletnie nic.
Popatrzyła
na mnie. Nawet nie drgnęła jej warga.
-
Wiedziałem – odparłem dumnie, uśmiechając się szeroko – Powiedz Yume… -
szepnąłem tuż przy jej uchu, powoli przejeżdżając wciąż wbitym w nią kunai,
wzdłuż jej ręki rozcinając ja jeszcze bardziej – Ile jeszcze części swojego
ciała pozwoliłaś zamienić na części marionetek Mistrza Sasoriego?
Usłyszałem,
jak przełknęła ślinę. Już otwierałem usta, by powiedzieć coś jeszcze, ale silny
ucisk na ręku i gwałtowne wyszarpnięcie ostrza z ciała (o ile można tak
powiedzieć) rudej, spowodowały, że zaniechałem tej próby. Popatrzyłem prosto w
oczy Lalkarza. Wydawał się być niezbyt zadowolony z faktu, że odkryłem jej
tajemnicę. Posłałem mu ironiczny uśmiech uwalniając nadgarstek z jego uścisku.
-
Ona jest po części ludzką marionetką, mam rację? Zamienił pan jej ręce na
ramiona marionetek – przeniosłem wzrok na nieco zdezorientowaną dziewczynę; nie
wiedziała co mówić – I ty się na to dobrowolnie zgodziłaś?Powiedz, co jeszcze
oddałaś w imię tej jego pierdolonej sztuki!
Wcale
nie zależało mi na jej istnieniu. Nie obchodziła mnie ona i to, co robi ze
swoim ciałem. Irytowało mnie jedynie to, że zgodziła się pozbyć części siebie
dla czegoś tak żałosnego, jak jego pogląd na świat.Przecież to, że mogła się
zmieniać było najcudowniejszą rzeczą, jaką otrzymała.Mogła przeminąć,
pozostawiając ślad swojego istnienia w umysłach innych. Mogła cieszyć się z
każdej chwili życia. Mogła…
Tyle
mogła, ale zrezygnowała z tego wszystkiego, na rzecz pozostania wieczną, stałą,
niezmienioną. Przynajmniej większość jej ciała pozostała prawdziwa, ale nigdy
nie wiadomo na ile. Skoro już poświęciła część siebie, dlatego nie miałaby
zrobić tego kolejny raz, i kolejny…
-
Nie wtrącaj się do jej życia – warknął Sasori – To był w pełni świadomy wybór.
Ja do niczego jej nie zmusiłem.
Otworzyła
usta, ale nie wypłynęły z nich żadne słowa. Wbiła paznokcie w lewe ramię i
zaczęła zrywać z niego substancję mającą na celu imitowanie prawdziwej skóry.
Tuż pod nią znajdowało się najprawdziwsze,starannie wykończone drewno. Po
chwili zrobiła to samo z prawą ręką.
Faktycznie,
oba jej ramiona były dokładnie takie same, jak Sasoriego, gdy był w swojej
prawdziwej postaci.
-
Jesteś tchórzem – prychnąłem patrząc z pogardą na jej w połowie tylko prawdziwe
ciało – Tylko tchórze uciekają przed śmiercią. A ty chcesz uciec zarówno przed
życiem, jak i przed śmiercią.
W
gabinecie Lidera Akatsuki panował półmrok, rozświetlany jedynie światłem
niedużej świecy stojącej na biurku. Gdyby nie ona, niemożliwym stałoby się
zobaczenie czubka własnego nosa. Za każdym razem gdy przyszło mi odbyć poważną
rozmowę ze swoim „pracodawcą”, czułem się nieco niekomfortowo.Tak samo jak
wszyscy inni, zresztą. Nie bez powodu, gabinet Lidera uchodził za najbardziej
ponure miejsce w całej siedzibie. Cienie rzucane przez maleńką świecę nie
poruszały się tak, jak powinny. Często widziałem jak płomień przechylał się w
jedną stronę, a cień w drugą. Ostatnimi czasy odnosiłem nawet wrażenie, że
niektóre z nich przybierały całkiem realistyczne kształty i chodziły po ścianie
kiedy i jak chciały. Nikt jednak nie śmiał pytać co było powodem tych złudzeń.
Chociaż,
kto powiedział, że to złudzenia…?
Na
ścianach wisiały przeróżne mapy, przedstawiające poszczególne części świata.
Największa z nich, na której ponaznaczane były różne punkty i linie, znajdowała
się naprzeciwko drzwi wejściowych. Na podłodze z reguły leżały wycinki z
różnych gazet, czy ogłoszeń, które prawdopodobnie przynosił Zetsu. Większość z
nich pozakreślana była atramentem.
Sam
pan i władca całego tego bałaganu siedział zgarbiony nadpękniętym ze starości
biurkiem i uważnie studiował jakiś zwój. Jego oczy zdawały się w ogóle nie
poruszać po linijkach tekstu.
Pain,
jak zwykł siebie nazywać nasz szef, nie lubił towarzystwa. Jeśli więc ktokolwiek
był do niego wzywany, oznaczało to naprawdę ważny powód. Nawet raporty zdawane
po każdej misji przekazywane mu były przez Konan. Nikt prócz niej nie miał
prawa zakłócać jego spokoju.
Mistrz
Sasori powoli otworzył drzwi nie chcąc robić zbędnego hałasu. Jak zawsze po
przekroczeniu progu tego pomieszczenia, w moje nozdrza uderzył silny zapach
stęchlizny, starych książek i strachu. Tak, zdecydowanie strach był dominującą
tam wonią…
Przez
całą drogę do siedziby Yume ani razu nie aktywowała swoich oczu, ponieważ – jak
sama twierdziła – położenie naszej kryjówki powinno pozostać ściśle tajne,
nawet dla niej. Dopiero, gdy znaleźliśmy się w środku,jej oczy stały się na
powrót czarne.
Mistrz
już otwierał usta, by coś powiedzieć, ale Lider go wyprzedził.
-
Zdawało mi się, że termin jest dopiero za miesiąc.
Yume
drgnęła nieznacznie. Bała się go całym ciałem i duszą.Widziałem to aż nazbyt
wyraźnie.
-
Pain-sama – skłoniła się nisko i dopiero wtedy Lider zaszczycił ją spojrzeniem
Oczu Samsary, najwyraźniej niszcząc tym samym cały jej zapał do mówienia –
Pojawiły się małe komplikacje… - dodała po chwili milczenia, szeptem.
-
Komplikacje mówisz… - wstał nagle z obdartego już fotela,który za czasów swojej
świetności zapewne pokryty był czerwonym płótnem.
Widząc
jego reakcję, dziewczyna automatycznie cofnęła się o krok, nie spuszczając
wzroku z podłogi, bojąc się nawet patrzeć mu w oczy.Niewątpliwie z aury Paina
biła wyjątkowa siła, która sprawiała, że ludzie bezwzględnie mu się
podporządkowywali. Pomimo, że prawdopodobnie nikt z Akatsuki nie poznał jego
prawdziwych zdolności, wszyscy traktowali go z należytym szacunkiem. Nie bez
powodu przecież uważany był za samego Boga.
-
Tak – z każdą chwilą w jej głosie brakło pewności siebie.
Lider
spojrzał na mnie i w ciągu ułamka sekundy w moim umyśle pojawiła się krótka
rzetelna informacja. „Idź po Kakuzu.”
Straszne.
Nawet jego głos w mojej głowie nie znosił sprzeciwów.
Przytaknąłem
nieznacznie, w myślach mając jednak wielką ochotę powiedzieć mu, że nie jestem
chłopcem na posyłki. Wielokrotnie obiecywałem sobie, że to zrobię, chociażby po
to, by sprawdzić do czego jest zdolny, ale za każdym razem gdy dochodziło do
stosownej do tego sytuacji, jego „Boska” aura skutecznie wybijała mi takie
pomysły z głowy. Może to i nawet lepiej…
Otworzyłem
drzwi, przez przypadek nimi w kogoś uderzając.Pech chciał, że w całym Akatsuki
byłem najdrobniejszej budowy, więc siła uderzenia podziałała bardziej na mnie
niż na stojącego po drugiej stronie…
-
Kakuzu, właśnie miałem po ciebie iść – powiedziałem z sarkastyczną radością,
patrząc w jego zielone oczy. Był ode mnie wyższy o głowę, więc żeby tego
dokonać musiałem spojrzeć nieco w górę. Cholernie mnie to irytowało.
Brunet
bez słowa wyminął mnie w progu przy okazji„niechcący” szturchając barkiem w
ramię. Spiorunowałem go wzrokiem, ale nie skomentowałem tego. Jeszcze kiedyś
nadarzy się okazja by się odegrać, nie ma problemu.
-
Jakie więc komplikacje uniemożliwiły ci wykonywanie pracy?– zapytał Lider
opierając się biodrem o biurko i krzyżując ręce na klatce piersiowej; obdarzył
rudą takim spojrzeniem, że aż przez moment zrobiło mi się jej szkoda. Z
pewnością nie był zadowolony z jej przybycia.
-
Zrobiło się zbyt głośno – odparła, patrząc ukradkiem na Kakuzu – Bardzo dużo
zleceń w bardzo krótkim czasie. Dużo ludzi mnie szuka, dlatego…
-
Nie postarałaś się… - mruknął biorąc z biurka lekko zakrzywiony gwóźdź i
obracając nim w dłoni. Na mój gust wyglądało to jak groźba.
-
To nie tak – odpowiedziała szybko, rzucając mu błagalne spojrzenie – Poza tym
umowa obejmowała także moją ochronę.
Pain
zamyślił się na chwilę, wyginając gwóźdź jeszcze bardziej, dwoma palcami.
-
Umowa obejmowała ochronę ciebie w razie sytuacji zagrażającej twojemu życiu.
Jeśli więc ktokolwiek cię zabije, nie musisz się martwić, my go dorwiemy i
wykończymy…
Yume
przełknęła ślinę. Chyba gdy zgadzała się na to wszystko, nie wiedziała, że
Lider bardzo lubi „haczyki”.
-
Jednakże… - usiłowała bronić swoich racji, ale przerwał jej Kakuzu.
-
To nie hotel.
Te
trzy słowa sprawiły, że na dłuższą chwilę w gabinecie zapadła kompletna cisza.
Nagle
Yume wstała i odpięła od paska kilka prostokątnych metalowych pudełek. Położyła
je na biurku, a trzy z nich wręczyła Kakuzu. Dla siebie wzięła jedno, natomiast
resztę podsunęła do Paina, który patrzył na to wszystko znudzonym wzrokiem.
-
Proszę – powiedziała – To wszystko co udało mi się zarobićw ciągu ostatniego
miesiąca. Tak jak się umawialiśmy, 70% na organizację, 20%dla skarbnika i 10%
dla mnie. Potrzebuję na chwilę zniknąć, inaczej szybko mnie dorwą. Wystarczą mi
góra dwa tygodnie schronienia.
Kakuzu
otworzył jedno z otrzymanych pudełek. Wypełnione było banknotami po same
brzegi, a nawet bardziej. Na jego twarzy pojawił się nieznaczny uśmiech.
Więc
tak wyglądał podział łupów. Nie byłem pewien, czy ja zgodziłbym się na coś
takiego. W końcu przysługiwała jej najmniejsza część, a to ona odwalała całą
robotę.
-
Potrzebuję się tu zatrzymać na jakiś czas. Gdy wszystko ucichnie, odejdę.
Tymczasem nie mogę dawać o sobie znać – dalej próbowała przekonać Paina.
On
tylko westchnął ciężko, odkładając gwóźdź z powrotem na biurko.
-
Niech ci będzie – odparł w końcu – Licz się jednak z tym,że pasożytem tu nie
będziesz. Przydzielę ci kilka misji, na których będziesz musiała wykazywać się
stuprocentową skutecznością. W przeciwnym razie,skończysz u Raikage – na te
słowa, Yume przełknęła głośno ślinę – Wystarczy, że zabijesz dla mnie kilka
osób i uznam, że cała ta zabawa nie miała miejsca.
Ruda
popatrzyła na niego z przerażeniem. Trąciłem Mistrza Sasoriego w rękę, oczekując
wyjaśnień na taką reakcję. W końcu była mordercą,kilka osób w tą czy w tamtą
nie powinno robić jej większej różnicy. Lalkarz dyskretnie nachylił się do mnie
tak, by nie przerywać negocjacji pozostałej trójki.
-
Yume nie zabija przypadkowych osób – szepnął - To morderca, który postawił
sobie za cel zlikwidowanie wszystkich innych morderców.