8 lipca 2012

Rozdział drugi

Gdyby ktoś mi powiedział, że będę uganiał się w środku nocy za jakąś rudą prostytutką, prawdopodobnie bym go wyśmiał. Jednak życie potrafi być złośliwe. Jeszcze kilkanaście minut temu byłem pewien, że zaraz porządnie się wyśpię i odpocznę po kilku ciężkich dniach nieustannej pracy, a tu nagle stoję przed drzwiami najbardziej obskurnego baru w całym Sunagakure i zastanawiam się czy wejść do środka.
Nie miałem absolutnie żadnej pewności, że tam będzie. Kiedy się jednak dogłębniej nad tym zastanowiłem, logiczny wydał mi się fakt, że wolała zniknąć w tłumie. Nie sprawiała wrażenia gotowej do jakiejkolwiek konfrontacji. Daleko również nie mogła odejść.
Bar, przed który trafiłem był jedynym takim miejscem w okolicy.
Tak mi się przynajmniej zdawało.
Wziąłem głęboki oddech, marząc o tym, by to wszystko się wreszcie skończyło i żebym znalazł się już po prostu w łóżku.  Pchnąłem ciężkie drzwi. Swoją drogą, sprawiały wrażenie jakby miały zaraz wypaść z zawiasów.
Od środka lokal wyglądał jeszcze gorzej niż z zewnątrz. W powietrzu unosiła się ogromna chmura dymu z papierosów pomieszana z wonią alkoholu i potu. Prawie wszystkie stoliki zajęte były przez trzy razy ode mnie większych mężczyzn. W tle słuchać było muzykę, o ile można tak nazwać ten jazgot.
Powolnym krokiem podszedłem do barmana, starając się nie sprawiać wrażenia, że kogoś szukam. Przeleciałem wzrokiem etykietki na butelkach poustawianych na półkach. Zamówiłem maleńką czarkę sake. Nie miałem ochoty pić. W ogóle nie miałem na nic ochoty.
Powoli sączyłem trunek siedząc na rozpadającym się krzesełku przy barze. Starałem się skupić za swoim zdaniu, jednak wszystko mnie rozpraszało. Dym, hałasy, ludzie… Wszystko to w połączeniu z moim wymęczonym umysłem stanowiło mieszankę wybuchową.
Ironia losu?
Zignorowałem fakt, że barman nazwał mnie „panienką”, ale gdy przechodzący za mną pijany mężczyzna klepnął mnie w tyłek, moja męska duma dała o sobie znać. Odwróciłem się gwałtownie z zamiarem pozbawienia tego kretyna (co najmniej) przytomności. On jednak wyjątkowo sprawnie wtopił się w tłum.
Albo to ja miałem już zaburzenia wzroku. Nigdy w całym swoim życiu nie nawdychałem się tyle dymu z papierosów, co w ciągu pięciu minut pobytu w tamtym barze. Mimo to, z mieszaniny tych wszystkich paskudztw wychwyciłem coś, co bardzo skutecznie przykuło moją uwagę.
Te oczy.
Wpatrywała się we mnie siedząc w najbardziej zacienionym miejscu sali, sącząc drinka przez słomkę.
Czekała?
Ostrożnie wstałem i przeciskając się przez rozwrzeszczany tłum, podszedłem do niej. Tak jak wcześniej, nic sobie nie zrobiła z mojej obecności. Dalej wpatrywała się w punkt przy barze. Bez słowa usiadłem obok niej na zapadniętej kanapie. Kiedy w dalszym ciągu nie reagowała, zabrałem jej kieliszek i odstawiłem na stół tak mocno, że o mało go nie rozbiłem.
Westchnęła i położyła ręce na kolanach.
Dopiero wtedy zwróciłem uwagę na to, że na sofie obok niej leżą dwie bardzo długie katany schowane w grubych kaburach.
- Przepraszam, jeśli poczuł się pan urażony tym, co zrobiłam, Deidara-sama… - powiedziała to na tyle głośno, by przekrzyczeć muzykę, ale jednocześnie wystarczająco cicho by nikt oprócz mnie tego nie usłyszał. Trochę mnie tym zaskoczyła. Deidara-sama…? Pan?
Chciałem powiedzieć coś sensownego, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Kompletnie nic.
Pustka.
- Musiałam to zrobić, bo inaczej nie zwróciłby pan na mnie większej uwagi, a już na pewno nie wysłuchałby co mam do powiedzenia.
- Czekaj. – nagle cały plan, który układałem szukając jej przez pół dzielnicy, legł w gruzach. Wszystko miałem przemyślane. Co powiem,jak ją zabiję, kiedy zabiorę zwój… A ona to tak po prostu zniszczyła! I jeszcze wyskakuje mi tu z jakimś „panem”!
Zaczynałem dochodzić do wniosku, że jest chora psychicznie.
- Wyjaśnijmy sobie coś – powiedziałem nie do końca wiedząc,co właściwie chcę od niej usłyszeć – Czego ty w ogóle ode mnie chcesz?
Idiota.
No najgłupsza rzecz jaką powiedziałem w ciągu ostatniej doby. Było tyle opcji, możliwości, a ja się pytam jakiejś prostytutki czego ode mnie chce…? Po tym jak mnie okradła?
Żałosne.
- Co z twoimi oczami? I skończ z tym „panem”. Mam dziewiętnaście lat! – postanowiłem szybko zmienić pytanie na bardziej sensowne i przy okazji wyrazić swoja dezaprobatę.
Milczała bawiąc się słomką i bardzo intensywnie się jej przypatrując.
Gdzieś w tle stłukła się szklanka.
Ktoś kogoś wołał.
Drzwi głośno trzasnęły.
- Więc…? – niecierpliwiłem się.
- Musisz mnie zaprowadzić do swojego Lidera.
Zachłysnąłem się powietrzem, po czym zachichotałem sztucznie. Naprawdę potrzebowałem snu.
- Obrażasz mnie. – warknąłem przysuwając się bliżej niej –Masz mnie za takiego kretyna? Myślisz, że tak po prostu zaprowadzę cię do siedziby Akatsuki? Kpisz sobie ze mnie?!
- Oczywiście, że nie, Deidara-sama. – zaczęła się bronić;cały czas miała bardzo spokojny ton – W żadnym wypadku nie zamierzam nikogo obrażać. Potrzebuję skontaktować się z Liderem. Tylko tyle…
- To jest AŻ tyle! – wyrwałem jej słomkę z dłoni i rzuciłem na podłogę.
Miałem serdecznie dość. Byłem cholernie zmęczony zarówno psychicznie jak i fizycznie. Ostatnią rzeczą, na jaką miałem ochotę było wykłócanie się z jakąś rudą dziwką, która na dodatek mnie oszukała.
Zamknęła oczy.
Nie otwierała ich przez dłuższą chwilę, a gdy już to zrobiła z powrotem były one zupełnie białe. Dopiero wtedy się do mnie odwróciła.
- Jak już zapewne wiesz, nie jestem prostytutką. Nie jestem też ślepa. W prawdzie teraz nie widzę absolutnie nic, ale w każdej chwili mogę zacząć. Potrzebuję porozmawiać z Liderem Akatsuki i to jak najszybciej. Dla waszego bezpieczeństwa nie zdradzono mi dokładnego położenia siedziby, dlatego też potrzebuje kogoś, kto mnie tam zaprowadzi.
Pomimo że wszędzie dookoła panował nieludzki chaos, miałem wrażenie, że zapadła kompletna cisza. Jej słowa przechodziły przez mój umysł w zwolnionym tempie. Siłą zmuszałem się do tego, by dobrać właściwe słowa na odpowiedź. Było to naprawdę trudne zadanie.
Pokręciłem przecząco głową, uśmiechając się ironicznie.
- Jesteś kolejną osobą, która chce się wedrzeć w nasze szeregi, hm? Bywały już takie. Najczęściej chciały się na kimś zemścić, a siłę zdobyć u nas. – prychnąłem.
- Deidara-sama... - mruknęła, a ja mógłbym przysiąc, że znowu minimalnie się uśmiechnęła - Nie zamierzam do was dołączać. Ja pracuję dla Akatsuki już od trzech lat...

Piasek nieprzyjemnie zgrzytał między podeszwami moich butów i chodnikiem. Miałem wrażenie, że wszystko, co mnie otacza jest tylko snem.Jednym z kolejnych bezsensownych snów, z którego zaraz się obudzę.
Nic takiego się jednak nie działo.
Z każdym kolejnym przebytym metrem coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że nie powinienem jej prowadzić do Mistrza Sasoriego. Mimo to, wszystko wskazywało na to, że bardzo jej na tym spotkaniu zależy. Długo nalegała. A ja w dalszym ciągu nie miałem pojęcia kim była, ani skąd przyszedł jej do głowy taki pomysł.
Nie znałem nawet jej imienia. Trudno, w razie potrzeby trzeba będzie ją zabić.
Każdy kolejny mijany przez nas budynek był dokładnie taki sam. Dach zaokrąglony, w oknach ciemno. Niedługo powinno świtać. Obróciłem się za siebie. Pomimo tego, że w chwili obecnej była kompletnie ślepa, radziła sobie świetnie w terenie. Szła pewnie, równo, sprawnie omijając każdy kamyk leżący na drodze. Sprawiała wrażenie, że zna to miejsce od zawsze. Po prostu wiedziała. Wszystko. Trzymała się kilka kroków za mną. Kabury z katanami w środku, przyczepione do jej spodni, z każdym krokiem uderzały o siebie tworząc rytmiczny dźwięk.
Stuk, stuk, stuk…
- Ile właściwie masz lat? – zapytałem, usiłując przerwać tą usypiającą melodię. Zerknąłem przez ramię. Niedbałym ruchem odrzuciła rude włosy do tyłu. Sięgały jej niewiele za łopatki.
- A na ile wyglądam? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Nie wiem. – odparłem po części zgodnie z prawdą.
- Dwadzieścia pięć – mruknęła, a po tonie jej głosy wywnioskowałem, że nieco ją to rozbawiło. Nie dała jednak tego po sobie poznać nawet drgnięciem powieki.
Zatrzymałem się. Że ile? Na moje oko po prostu nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia lat. Była ode mnie sporo starsza, a zwracała się do mnie per „-sama”. Rozmyślania nad tym niecodziennym faktem postanowiłem przełożyć na inny dzień.
O ile takowy nadejdzie.
- Jesteśmy – zakomunikowałem stając przed wejściem do małego hoteliku.
Dziewczyna (czy może powinienem używać sformułowania„kobieta”?) znowu zmieniła wygląd swoich oczu i rozejrzała się dokładnie wokoło, kończąc na naszym tymczasowym lokum. Nie skomentowała tego w żaden sposób. Najzwyczajniej w świecie ruszyła przed siebie,wbijając wzrok w ziemię. Jedyne co udało mi się o niej ustalić metodą dedukcji,było to, że nigdy nie patrzyła nikomu w oczy, gdy były, że się tak wyrażę,aktywowane. Gdy przykuła moją uwagę w barze była wpatrzona w punkt niedaleko moich oczu, ale nie bezpośrednio w nie. Tak samo było w pokoju tamtego burdelu.
Recepcja świeciła pustkami. Nic dziwnego, nikt normalny nie chodzi o takiej porze po „mieście”. Starając się zachować absolutną ciszę,weszliśmy na drugie piętro. Zatrzymaliśmy się pod drzwiami pokoju wynajętego dla nas przez Mistrza Sasoriego. Z przerwy między drzwiami a podłogą wydostawał się snop światła. Nigdy nie spał, a korzystając z mojej nieobecności pozwolił sobie dłużej popracować. W końcu ciężko cokolwiek robić w kompletnej ciemności,a ja należałem do grupy ludzi, którzy nijak nie potrafili zasnąć przy chociażby najmniejszym świetle.
Cichutko przekręciłem gałkę i drzwi ustąpiły z głośnym skrzypieniem. Weszliśmy do pokoju. Sasori siedział przy biurku odwrócony tyłem do nas. Nic sobie nie zrobił z mojego powrotu. Jak zwykle.
- Mistrzu, jaaa… - chciałem coś powiedzieć, ale z moich ust wydobyło się przeciągłe ziewnięcie – Ta dziewczyna chciała się z tobą widzieć. Mówi, że musi skontaktować się z Liderem.
Dopiero wtedy mnie tknęło, że mają bardzo podobny kolor włosów. Krwistą czerwień. Może dlatego tak ciężko było mi się z nim dogadać…
Już widziałem jak obraca się wściekły, że znowu kogoś przyprowadzam. Jednak gdy tylko jego wzrok napotkał rudą, zamarł. Otworzył usta i nie odrywając od niej oczu, szepnął:
- Yume…?
Dobra, teraz to już kompletnie nic nie rozumiałem.