Gdyby
ktoś mi powiedział, że będę uganiał się w środku nocy za jakąś rudą
prostytutką, prawdopodobnie bym go wyśmiał. Jednak życie potrafi być złośliwe.
Jeszcze kilkanaście minut temu byłem pewien, że zaraz porządnie się wyśpię i
odpocznę po kilku ciężkich dniach nieustannej pracy, a tu nagle stoję przed
drzwiami najbardziej obskurnego baru w całym Sunagakure i zastanawiam się czy
wejść do środka.
Nie
miałem absolutnie żadnej pewności, że tam będzie. Kiedy się jednak dogłębniej
nad tym zastanowiłem, logiczny wydał mi się fakt, że wolała zniknąć w tłumie.
Nie sprawiała wrażenia gotowej do jakiejkolwiek konfrontacji. Daleko również
nie mogła odejść.
Bar,
przed który trafiłem był jedynym takim miejscem w okolicy.
Tak
mi się przynajmniej zdawało.
Wziąłem
głęboki oddech, marząc o tym, by to wszystko się wreszcie skończyło i żebym
znalazł się już po prostu w łóżku. Pchnąłem ciężkie drzwi. Swoją drogą,
sprawiały wrażenie jakby miały zaraz wypaść z zawiasów.
Od
środka lokal wyglądał jeszcze gorzej niż z zewnątrz. W powietrzu unosiła się
ogromna chmura dymu z papierosów pomieszana z wonią alkoholu i potu. Prawie
wszystkie stoliki zajęte były przez trzy razy ode mnie większych mężczyzn. W
tle słuchać było muzykę, o ile można tak nazwać ten jazgot.
Powolnym
krokiem podszedłem do barmana, starając się nie sprawiać wrażenia, że kogoś
szukam. Przeleciałem wzrokiem etykietki na butelkach poustawianych na półkach.
Zamówiłem maleńką czarkę sake. Nie miałem ochoty pić. W ogóle nie miałem na nic
ochoty.
Powoli
sączyłem trunek siedząc na rozpadającym się krzesełku przy barze. Starałem się
skupić za swoim zdaniu, jednak wszystko mnie rozpraszało. Dym, hałasy, ludzie…
Wszystko to w połączeniu z moim wymęczonym umysłem stanowiło mieszankę
wybuchową.
Ironia
losu?
Zignorowałem
fakt, że barman nazwał mnie „panienką”, ale gdy przechodzący za mną pijany
mężczyzna klepnął mnie w tyłek, moja męska duma dała o sobie znać. Odwróciłem
się gwałtownie z zamiarem pozbawienia tego kretyna (co najmniej) przytomności.
On jednak wyjątkowo sprawnie wtopił się w tłum.
Albo
to ja miałem już zaburzenia wzroku. Nigdy w całym swoim życiu nie nawdychałem
się tyle dymu z papierosów, co w ciągu pięciu minut pobytu w tamtym barze. Mimo
to, z mieszaniny tych wszystkich paskudztw wychwyciłem coś, co bardzo skutecznie
przykuło moją uwagę.
Te
oczy.
Wpatrywała
się we mnie siedząc w najbardziej zacienionym miejscu sali, sącząc drinka przez
słomkę.
Czekała?
Ostrożnie
wstałem i przeciskając się przez rozwrzeszczany tłum, podszedłem do niej. Tak
jak wcześniej, nic sobie nie zrobiła z mojej obecności. Dalej wpatrywała się w
punkt przy barze. Bez słowa usiadłem obok niej na zapadniętej kanapie. Kiedy w
dalszym ciągu nie reagowała, zabrałem jej kieliszek i odstawiłem na stół tak
mocno, że o mało go nie rozbiłem.
Westchnęła
i położyła ręce na kolanach.
Dopiero
wtedy zwróciłem uwagę na to, że na sofie obok niej leżą dwie bardzo długie
katany schowane w grubych kaburach.
-
Przepraszam, jeśli poczuł się pan urażony tym, co zrobiłam, Deidara-sama… -
powiedziała to na tyle głośno, by przekrzyczeć muzykę, ale jednocześnie
wystarczająco cicho by nikt oprócz mnie tego nie usłyszał. Trochę mnie tym
zaskoczyła. Deidara-sama…? Pan?
Chciałem
powiedzieć coś sensownego, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Kompletnie
nic.
Pustka.
-
Musiałam to zrobić, bo inaczej nie zwróciłby pan na mnie większej uwagi, a już
na pewno nie wysłuchałby co mam do powiedzenia.
-
Czekaj. – nagle cały plan, który układałem szukając jej przez pół dzielnicy,
legł w gruzach. Wszystko miałem przemyślane. Co powiem,jak ją zabiję, kiedy
zabiorę zwój… A ona to tak po prostu zniszczyła! I jeszcze wyskakuje mi tu z
jakimś „panem”!
Zaczynałem
dochodzić do wniosku, że jest chora psychicznie.
-
Wyjaśnijmy sobie coś – powiedziałem nie do końca wiedząc,co właściwie chcę od
niej usłyszeć – Czego ty w ogóle ode mnie chcesz?
Idiota.
No
najgłupsza rzecz jaką powiedziałem w ciągu ostatniej doby. Było tyle opcji,
możliwości, a ja się pytam jakiejś prostytutki czego ode mnie chce…? Po tym jak
mnie okradła?
Żałosne.
-
Co z twoimi oczami? I skończ z tym „panem”. Mam dziewiętnaście lat! –
postanowiłem szybko zmienić pytanie na bardziej sensowne i przy okazji wyrazić
swoja dezaprobatę.
Milczała
bawiąc się słomką i bardzo intensywnie się jej przypatrując.
Gdzieś
w tle stłukła się szklanka.
Ktoś
kogoś wołał.
Drzwi
głośno trzasnęły.
-
Więc…? – niecierpliwiłem się.
-
Musisz mnie zaprowadzić do swojego Lidera.
Zachłysnąłem
się powietrzem, po czym zachichotałem sztucznie. Naprawdę potrzebowałem snu.
-
Obrażasz mnie. – warknąłem przysuwając się bliżej niej –Masz mnie za takiego
kretyna? Myślisz, że tak po prostu zaprowadzę cię do siedziby Akatsuki? Kpisz
sobie ze mnie?!
-
Oczywiście, że nie, Deidara-sama. – zaczęła się bronić;cały czas miała bardzo
spokojny ton – W żadnym wypadku nie zamierzam nikogo obrażać. Potrzebuję
skontaktować się z Liderem. Tylko tyle…
-
To jest AŻ tyle! – wyrwałem jej słomkę z dłoni i rzuciłem na podłogę.
Miałem
serdecznie dość. Byłem cholernie zmęczony zarówno psychicznie jak i fizycznie.
Ostatnią rzeczą, na jaką miałem ochotę było wykłócanie się z jakąś rudą dziwką,
która na dodatek mnie oszukała.
Zamknęła
oczy.
Nie
otwierała ich przez dłuższą chwilę, a gdy już to zrobiła z powrotem były one
zupełnie białe. Dopiero wtedy się do mnie odwróciła.
-
Jak już zapewne wiesz, nie jestem prostytutką. Nie jestem też ślepa. W prawdzie
teraz nie widzę absolutnie nic, ale w każdej chwili mogę zacząć. Potrzebuję
porozmawiać z Liderem Akatsuki i to jak najszybciej. Dla waszego bezpieczeństwa
nie zdradzono mi dokładnego położenia siedziby, dlatego też potrzebuje kogoś,
kto mnie tam zaprowadzi.
Pomimo
że wszędzie dookoła panował nieludzki chaos, miałem wrażenie, że zapadła
kompletna cisza. Jej słowa przechodziły przez mój umysł w zwolnionym tempie.
Siłą zmuszałem się do tego, by dobrać właściwe słowa na odpowiedź. Było to
naprawdę trudne zadanie.
Pokręciłem
przecząco głową, uśmiechając się ironicznie.
-
Jesteś kolejną osobą, która chce się wedrzeć w nasze szeregi, hm? Bywały już
takie. Najczęściej chciały się na kimś zemścić, a siłę zdobyć u nas. –
prychnąłem.
-
Deidara-sama... - mruknęła, a ja mógłbym przysiąc, że znowu minimalnie się
uśmiechnęła - Nie zamierzam do was dołączać. Ja pracuję dla Akatsuki już od
trzech lat...
Piasek
nieprzyjemnie zgrzytał między podeszwami moich butów i chodnikiem. Miałem
wrażenie, że wszystko, co mnie otacza jest tylko snem.Jednym z kolejnych
bezsensownych snów, z którego zaraz się obudzę.
Nic
takiego się jednak nie działo.
Z
każdym kolejnym przebytym metrem coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu,
że nie powinienem jej prowadzić do Mistrza Sasoriego. Mimo to, wszystko
wskazywało na to, że bardzo jej na tym spotkaniu zależy. Długo nalegała. A ja w
dalszym ciągu nie miałem pojęcia kim była, ani skąd przyszedł jej do głowy taki
pomysł.
Nie
znałem nawet jej imienia. Trudno, w razie potrzeby trzeba będzie ją zabić.
Każdy
kolejny mijany przez nas budynek był dokładnie taki sam. Dach zaokrąglony, w
oknach ciemno. Niedługo powinno świtać. Obróciłem się za siebie. Pomimo tego,
że w chwili obecnej była kompletnie ślepa, radziła sobie świetnie w terenie.
Szła pewnie, równo, sprawnie omijając każdy kamyk leżący na drodze. Sprawiała
wrażenie, że zna to miejsce od zawsze. Po prostu wiedziała. Wszystko. Trzymała
się kilka kroków za mną. Kabury z katanami w środku, przyczepione do jej
spodni, z każdym krokiem uderzały o siebie tworząc rytmiczny dźwięk.
Stuk,
stuk, stuk…
-
Ile właściwie masz lat? – zapytałem, usiłując przerwać tą usypiającą melodię.
Zerknąłem przez ramię. Niedbałym ruchem odrzuciła rude włosy do tyłu. Sięgały
jej niewiele za łopatki.
-
A na ile wyglądam? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
-
Nie wiem. – odparłem po części zgodnie z prawdą.
-
Dwadzieścia pięć – mruknęła, a po tonie jej głosy wywnioskowałem, że nieco ją
to rozbawiło. Nie dała jednak tego po sobie poznać nawet drgnięciem powieki.
Zatrzymałem
się. Że ile? Na moje oko po prostu nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia lat.
Była ode mnie sporo starsza, a zwracała się do mnie per „-sama”. Rozmyślania
nad tym niecodziennym faktem postanowiłem przełożyć na inny dzień.
O
ile takowy nadejdzie.
-
Jesteśmy – zakomunikowałem stając przed wejściem do małego hoteliku.
Dziewczyna
(czy może powinienem używać sformułowania„kobieta”?) znowu zmieniła wygląd
swoich oczu i rozejrzała się dokładnie wokoło, kończąc na naszym tymczasowym
lokum. Nie skomentowała tego w żaden sposób. Najzwyczajniej w świecie ruszyła
przed siebie,wbijając wzrok w ziemię. Jedyne co udało mi się o niej ustalić
metodą dedukcji,było to, że nigdy nie patrzyła nikomu w oczy, gdy były, że się
tak wyrażę,aktywowane. Gdy przykuła moją uwagę w barze była wpatrzona w punkt
niedaleko moich oczu, ale nie bezpośrednio w nie. Tak samo było w pokoju
tamtego burdelu.
Recepcja
świeciła pustkami. Nic dziwnego, nikt normalny nie chodzi o takiej porze po
„mieście”. Starając się zachować absolutną ciszę,weszliśmy na drugie piętro.
Zatrzymaliśmy się pod drzwiami pokoju wynajętego dla nas przez Mistrza
Sasoriego. Z przerwy między drzwiami a podłogą wydostawał się snop światła.
Nigdy nie spał, a korzystając z mojej nieobecności pozwolił sobie dłużej
popracować. W końcu ciężko cokolwiek robić w kompletnej ciemności,a ja
należałem do grupy ludzi, którzy nijak nie potrafili zasnąć przy chociażby
najmniejszym świetle.
Cichutko
przekręciłem gałkę i drzwi ustąpiły z głośnym skrzypieniem. Weszliśmy do
pokoju. Sasori siedział przy biurku odwrócony tyłem do nas. Nic sobie nie
zrobił z mojego powrotu. Jak zwykle.
-
Mistrzu, jaaa… - chciałem coś powiedzieć, ale z moich ust wydobyło się
przeciągłe ziewnięcie – Ta dziewczyna chciała się z tobą widzieć. Mówi, że musi
skontaktować się z Liderem.
Dopiero
wtedy mnie tknęło, że mają bardzo podobny kolor włosów. Krwistą czerwień. Może
dlatego tak ciężko było mi się z nim dogadać…
Już
widziałem jak obraca się wściekły, że znowu kogoś przyprowadzam. Jednak gdy
tylko jego wzrok napotkał rudą, zamarł. Otworzył usta i nie odrywając od niej
oczu, szepnął:
-
Yume…?
Dobra,
teraz to już kompletnie nic nie rozumiałem.